Panama oznacza “wiele ryb”. Dawniej w tym miejscu była po prostu wioska rybacka.
W 1519 roku gubernator Pedro Arias Vavila założył tu siedzibę hiszpańskiej administracji i władzy kościelnej, przez co miejscowość zyskała na znaczeniu.
Piraci wielokrotnie próbowali napadać Panamę, udało się to w końcu słynnemu Henry’emu Morganowi w 1671 roku. Dowodził wówczas 28 statkami z 1800 ludźmi. Splądrowali i zniszczyli miasto, dzisiaj ta część nazywana jest Panama Viejo.
Legenda mówi, że sam kapitan Morgan tak się dorobił na tej grabieży, że uciekł na Jamaikę, gdzie został gubernatorem i rozpoczął produkcję rumu, którego doskonały smak przetrwał do dziś.
W 1674 roku gubernator – Alonso Mercado y Villacorty założył Nową Panamę, dzisiaj znaną jako Casco Viejo, które zwiedzaliśmy poprzedniego dnia.
Wreszcie mamy rok 1914, kiedy to ukończono budowę Kanału Panamskiego, który dziś stanowi główny filar gospodarki Panamy. To dzięki niemu Panama City stała się tak nowoczesnym i zamożnym miastem.
To też jest nasz cel na dzisiejszy dzień.
Bilety zarezerwowaliśmy sobie na 15:00, ponieważ właśnie wtedy można zobaczyć największe statki.
A na pierwszą część dnia zaplanowaliśmy spacer po Metropolitan Park. Ma powierzchnię 265 hektarów. 75 procent powierzchni parku pokrywa suchy las tropikalny.
Rośnie tu około 300 gatunków roślin, w tym wiele drzew, pnączy, storczyków i mchów, które w innych częściach Panamy zaniknęły.
Spacer po parku prowadzi do punktu widokowego, skąd rozpościera się przepiękny widok na miasto. Żyje tu mnóstwo zwierząt, ale w gęstwinie rzadko udaje się je wypatrzyć. Ponoć gdzieś wysoko w koronach drzew można spotkać nawet leniwca. Ponieważ już wiemy, jak świetnie leniwce potrafią się kamuflować, nie liczymy aż na tyle szczęścia.
Właściwie to wybraliśmy się na spacer po parku, dla samego faktu obcowania z przyrodą.
Jak się okazało, troszkę szczęścia mieliśmy.
Pawłowi udało się wypatrzeć tukana! Ha! Co za widok!
Nie mogliśmy się napatrzeć, jak on uroczo skacze. Po chwili poderwał się do lotu i usiadł wysoko na gałęzi, a tam drugi tukan! Parka! A wiecie, że dziób tukana jest bardzo lekki. Obecnie uważa się, że dziób służy tukanowi do regulowania temperatury ciała, tak jak uszy słonia. Badacze filmowali tukany za pomocą kamer termowizyjnych. Okazało się, że temperatura dzioba, wyposażonego w gęstą sieć naczyń krwionośnych, zmieniała się szybko wraz ze zmianami temperatury otoczenia.
Spacerujemy dalej. Nagle słyszymy ryk. Paweł patrzy na mnie: Co to?
Uśmiechnęłam się! Ile ja się o nich naczytałam. Tego ryku upiora nie da się pomylić z niczym innym. Wyjec!
Biegniemy w stronę, skąd dochodzi ryk. Miejsce bytowania wyjców wskazała nam grupka osób, które stały z głowami zadartymi do góry. Oj nie łatwo było je wypatrzeć, ale za to cudownie było je usłyszeć. Ryk, który brzmi coś jak połączenie upiora i lwa robi niesamowite wrażenie, jeśli ktoś nigdy nie słyszał, to może wywołać gęsią skórkę.
Staliśmy zapatrzeni w korony drzew, dopóki wyjce nie powędrowały w głąb lasu.
Ależ byliśmy podekscytowani! Co za udany spacer!
Już wychodząc z parku, zobaczyliśmy koliberka, cudeńko siedziało sobie nisko na gałązce.
Spacer po parku powinien nam zająć około dwóch godzin, ale zupełnie straciliśmy poczucie czasu, oglądając zwierzęta i z lekką paniką zorientowaliśmy się, że mamy mało czasu na dotarcie do kanału.
Paweł zamówił ubera, ale chwilę to trwało, zanim któryś pojawił na obrzeżach parku.
Na szczęście zdążyliśmy!