Całe popołudnie i wieczór spędzamy na spacerze po tym niezwykłym mieście.
Panama City, cóż za odmienny świat w porównaniu do San Jose.
Drapacze chmur, których jest dokładnie 44 dominują w panoramie stolicy. Druga część miasta to Casco Viejo, pełne niskich i kolorowych budynków. Dawniej ta część miasta była dość niebezpieczna dla turystów, odnowiona dzisiaj to jedna z najważniejszych atrakcji Panama City.
Od 1999 r. Casco Viejo jest wpisane na listę UNESCO.
Szukając noclegu okazuje się, że to właśnie w tych odnowionych, kolonialnych budynkach są najdroższe noclegi w porównaniu do jakości jakie oferują. My jednak szukaliśmy w Panamie czegoś innego. Marzyło nam się spać w wieżowcu z widokiem na wieżowce. Paweł jest typowym homo urbanus. Uwielbia ładne miasta oraz imponujące wieżowce. Nie mógł się napatrzeć na las strzelistych wieżowców.
Zwiedzamy Plaza de la Independencia - to właśnie tutaj Panama ogłosiła niepodległość od Kolumbii w 1903 r. i Plaza de Francia, upamiętniający trud francuskich budowniczych kanału, przez co również ich nieudane przedsięwzięcie.
Bez problemu trafiliśmy też na Calle de Los Sombreros – ulicę kapeluszy.
Tutaj warto wspomnieć o kapeluszach Panama.
Kapelusze Panama mają ciekawą i mylącą historię — wbrew nazwie nie pochodzą z Panamy, lecz z Ekwadoru. Ich historia sięga XVI wieku, kiedy rzemieślnicy z ekwadorskich regionów Manabí i Azuay zaczęli pleść lekkie, przewiewne nakrycia głowy z włókien palmy toquilla. W XIX wieku kapelusze te zyskały międzynarodową sławę, gdy ekwadorscy handlarze wysyłali je do Panamy. Podczas budowy Kanału Panamskiego robotnicy nosili te kapelusze jako ochronę przed słońcem. Prawdziwy przełom nastąpił w 1906 r., kiedy to sfotografowano prezydenta USA Theodore’a Roosevelta w takim kapeluszu podczas wizyty w Panamie w 1906 roku. Od tego czasu nie rosła nie tylko popularność kapeluszy, ale również ich cena.
„Panama hat” stał się synonimem elegancji i stylu tropikalnego.Najlepsze egzemplarze z miasta Montecristi wciąż są ręcznie plecione — nawet przez kilka miesięcy — i uznawane za dzieła sztuki rzemieślniczej.
Kończąc dzień na kolację zjedliśmy tacos z ulicznej budki.
Paweł zachwycony, ja troszkę mniej, ponieważ tutaj nie szczędzą kolendry. Ale to uczucie jedzenia tacos na ulicy razem z kilkunastoma innymi Panamczykami z widokiem na rozświetlone wieżowce jest takie surrealistyczne, że wciąż trudno nam uwierzyć, że tu jesteśmy.