Wkrótce pakujemy nasze rzeczy i rozpoczynamy zejście.
Cóż to było za uczucie. Im niżej tym więcej sił, z każdym kolejnym metrem, czułam że znów jestem sobą. Im więcej tlenu w płucach, tym lepsze samopoczucie. Niesamowite.
I wreszcie na dole. Umorusani, ale w dobrych humorach.
Teraz czeka nas krótka droga do Antigua.
Przynajmniej w teorii, bo po drodze psuje się auto i musimy czekać na zastępcze. Czekając, każdy dzieli się tym co ma. Po busie wędrują chipsy, ciastka i butelka wódki. Nikomu nie przeszkadza brak kieliszków i zdrowo pociągają sobie prosto z butelki jeden za drugim.
W powietrzu czuć euforyczny nastrój. Pewnie jest to spowodowane strzałem tlenu. Pamiętam jak po operacji, obudziłam się z maseczką tlenową na twarzy. Chciało mi się śmiać, miałam super nastrój.
Myślę, że podobny mechanizm działał też tutaj.
Wreszcie po kilku godzinach docieramy do Antigua. Oddajemy rzeczy, wszystko jest sprawdzane. Myjemy się tyle, ile damy rade pod kranem. Pytam, czy chcą nasze bluzy. Agencja chętnie je przyjmuje. Zostawiam kilka ciepłych ubrań oraz buty. Być może ktoś właśnie wędruje w mojej bluzie na wulkan…
Magda i Mateusz mają plan iść do hostelu i zapłacić za możliwość prysznica, następnie chickenbusem będą się przemieszczać do Salwadoru.
Podziwiam i absolutnie nie zazdroszczę. To są twardziele, nie dali sobie nawet chwili odpoczynku, tylko będą dalej jechać kilka godzin rozklekotanym autobusem bez klimatyzacji, po to aby późno w nocy dotrzeć do noclegu. Brrr…
A my? My na leniuszka. Paweł zamawia ubera, Proszę podjechać po nas, tu gdzie stoimy, nie zrobię ani kroku więcej i zawieźć tuż pod furtkę hotelu w Gwatemali! Dziękuję!!!
Hotel wymarzony, czysty, pachnący, pokoje są przecudne!
Prysznic! O matko! Prysznic!
Aby domyć włosy, potrzebowałam kilku tur pienienia.
W tym czasie Paweł ubereatsem zamówił nam kolację. Zjedliśmy na tarasie hotelowym, rozkoszując się chwilą. Żadne z nas nawet nie myślało o spacerze!
Ja już powoli zaczynałam odczuwać zakwasy, które utrudniają mi życie na 3 kolejne dni.
Rozkoszując się pyszną kolacją, oddychając pełną piersią, jeszcze z mokrymi włosami, zrozumiałam, że po to człowiek podróżuje. Żeby docenić to, co nam się wydaje czymś normalnym. Wygodne łóżko, prysznic, ciepły posiłek. Jakie to wszystko jest cudowne!!!
Nasz czas w Gwatemali dobiega końca. Rano lecimy dalej!