Park Narodowy Manuel Antonio – to jeden z najmniejszych parków narodowych w Kostaryce, jednocześnie najpopularniejszy wśród turystów. W 2011 roku Forbes umieścił go w zestawieniu 12 najpiękniejszych parków na świecie.
Jego wyjątkowość polega na unikatowym połączeniu pięknych plaż, lazuru ciepłej wody, raf koralowych i tropikalnej dżungli. 150 tysięcy turystów przyjeżdża tutaj każdego roku z nadzieją na spotkania leniwca na wolności.
Tak też było i w naszym przypadku. Wiedziałam, że w wielu miejscach można spotkać tego niezwykłego zwierza w niewoli, ale zobaczyć go w jego prawdziwym domu to dopiero radość.
Planując ten wyjazd marzyłam o tym, żeby spotkać leniwca, ary, kolibry i tukany. Kapibary byłyby fantastycznym dodatkiem, chociaż nie wiedziałam czy to w ogóle możliwe. Ale spotkanie tej pierwszej czwórki... ech... czy będziemy mieć tyle szczęście? Ary już nam się pokazały. Co dalej?
W trakcie naszych podróży już nieraz przekonaliśmy się jakich cudów potrafią dokonać przewodnicy. Niestety wokół parku kręci się sporo samozwańczych, którzy zawieszają sobie na szyi dowolną plakietkę i liczą, że coś uda im się wypatrzeć.
Licencjonowani przewodnicy znają się nawzajem i przekazują sobie informacje o spotkanych zwierzakach.
Aby wejść do parku przechodzisz przez kontrolę, nie możesz wnieść jedzenia, plastikowych butelek, papierosów!
Świetny pomysł! Niestety turyści wciąż potrzebują zakazów aby uszanować odwiedzane miejsca. Dzięki temu, małpki nie atakują turystów, krajobrazu nie psują nam śmieci, a plaże są wolne od petów.
Wreszcie ruszamy! Chociaż Paweł ciągle mi przypominał, żebym nie oczekiwała zbyt wiele, że to tylko natura, że zwierzaki wolą być z dala od wyznaczonych ścieżek dla turystów, to jednak nie mogłam powstrzymać ekscytacji i nadziei. Wiedziałam też, że jeśli nie spotkamy tu leniwca, to będzie mi przykro, smutno, będę rozczarowana i że nic na to nie będę mogła poradzić…
Wyznaczone szlaki są dość krótkie, łatwe, można je przejść w sandałach, a jedyne co może nam dokuczać to temperatura i wysoka wilgotność.
Dość szybko rozbolał mnie kark od zadzierania głowy, naiwnie wierząc że to ja zobaczę upragnionego leniwca.
Wreszcie jeden z przewodników przekazał naszemu gdzie szukać leniwca. Patrzę na to drzewo jak ciele na malowane wrota i nic!!! To jest niemożliwe! Nie wiem, w jaki sposób wypatrzyła go pierwsza osoba, która przekazała info dalej, ale to nieprawdopodobne, żeby ktoś go mógł dostrzec. Ja ledwo co przez lunetę mogłam dostrzec kępkę białego futra.
Okej… i co teraz? Leniwiec jest - no jest… Marzenie spełnione…? Tak średnio bym powiedziała…
Ruszyliśmy dalej, przewodnik pokazywał nam jaszczurki, małpki, pająki, nietoperze… a ja zaczynałam czuć niepokój, kiedy powoli zbliżaliśmy się do końca spaceru.
I wtedy pojawił się znów on, przepraszam ona: Seńora Perezoso - Pani Leniwiec! W całej okazałości, kilka metrów od nas z leniwym uśmiechem na uroczym pyszczku.
Nasza grupa, zrobiła sobie kilka zdjęć i pognała na plaże. Ja nie mogłam przestać się wpatrywać! Zobaczyliśmy go! Leniwca na wolności!
Gdzieś po kilkunastu minutach inny przewodnik tłumaczył swojej grupie, że tam jest też dziecko, i że ma więcej niż 3 miesiące, ponieważ nie jest doczepiony do brzucha matki. Oj musiałam się nagimnastykować, żeby go dostrzec, ale faktycznie, wisiał sobie maluszek.
Kiedy już do mnie dotarło, że nasz leniwiec jednak się nie ruszy, poszliśmy zobaczyć plażę Manuel Antonio.
Do parku mieliśmy zabrać zarówno strój kąpielowy jak i płaszcz przeciwdeszczowy. Obydwie opcje są równie prawdopodobne. W naszej sytuacji przydał się strój kąpielowy. To była najcieplejsza woda, w jakiej kiedykolwiek dane mi było się zanurzyć. Woda w ogóle nie przynosiła ukojenia od upału! Niesamowite!
Czas zleciał błyskawicznie. Obiad zjedliśmy w restauracji na dachu jednego z hoteli z widokiem na dżunglę i ocean.
Około 14:00 niestety musieliśmy wracać. Droga była żmudna i długa, ale ten dzień był niesamowity, obfity w spotkane zwierzęta: krokodyle, papugi, małpy, nietoperz, liczne jaszczurki, olbrzymie motyle i wreszcie… leniwce, łącznie 3 osobniki z dwóch gatunków: dwu- i trójpalczaste, w tym mama z dzieckiem…
Czułam ogromną wdzięczność na koniec dnia.
Ale też ogromne zmęczenie. Senność była nie do zniesienia. Padłam błyskawicznie.