Bendery to drugie pod względem wielkości miasto w Naddniestrzu, zamieszkane przez 94 tysiące mieszkańców. Obok Tyraspolu jest również najczęściej odwiedzanym miejscem przez turystów, z uwagi na znajdującą się tu dobrze zachowaną twierdzę.
W 1992 roku podczas wojny domowej, to właśnie tutaj toczyły się najcięższe walki. Przy moście znajduje się wóz pancerny oraz Wieczny Ogień, który płonie ku czci ofiar wojny domowej.
Jeszcze do niedawna twierdza była niedostępna do zwiedzania, pełniła funkcje militarne. Dzisiaj wojsko już tutaj nie stacjonuje, a twierdza stała się jedną z głównych atrakcji turystycznych Naddniestrza.
Wizytę w Benderach rozpoczęliśmy od obiadu. Restauracja, a w zasadzie bardziej pasuje powiedzieć tutaj jadłodajnia nazywa się Stolowka CCCP (ZSRR). Czerwony wystrój pełen jest radzieckich symboli z dawnych lat. Miejsce ciekawe, również jako muzeum. Znajdziemy tutaj przedmioty codziennego użytku sprzed kilkudziesięciu lat, takie jak żelazko z duszą, aparaty telefoniczne, hełmy, radia, aparaty fotograficzne i wiele innych. Jedzenie jest tanie i dobre, chociaż zupełnie zwyczajne. A do picia uwielbiany przeze mnie kompot. Z deserów były tylko mini naleśniki z serem w sosie z mleka skondensowanego. Bardzo słodkie.
Jedzenie jest już przygotowane, panie nakładają z pojemników smaczne posiłki. Nasza wycieczka ustawiła się w kolejce, a ja wykorzystałam okazję, aby pospacerować i pooglądać eksponaty. Dość duża liczba stolików świadczy o sporym zainteresowaniu, chociaż wejście jest dość niepozorne. Cieszyliśmy się, że tutaj jedliśmy, nietuzinkowe miejsce. Zdecydowanie mój numer jeden tego dnia.
Przy okazji, warto pamiętać, że w Naddniestrzu nie zapłacimy nigdzie kartą, ani nawet nie wypłacimy pieniędzy z bankomatu. Musimy mieć gotówkę do wymiany w kantorze.
Najedzeni i ukontentowani otoczeniem, ruszyliśmy na zwiedzanie twierdzy. To co widzimy dzisiaj zostało zbudowane przed Turków, którzy rezydowali tutaj aż do końca XVIII w.
Twierdza jest najstarszym zabytkiem Naddniestrza i jednym z jego symboli. Jej wizerunek można zobaczyć na rublach naddniestrzańskich.
Obecnie przed bramą znajduje się Aleja Sław upamiętniających największych rosyjskich dowódców związanych z twierdzą.
Wycieczkę zaczynamy od muzeum, w którym możemy oglądać mundury oraz różnego rodzaju broń palną. Potem przechodzimy do twierdzy, słuchając ciekawostek i legend, opowiadanych przez naszego przewodnika.
To co jednak było najbardziej wstrząsające to muzeum tortur. Obok eksponatów były ilustracje przedstawiające jak ich używano. Z ulgą opuściliśmy to przerażające muzeum.
Jedna z ciekawszych historii dotyczy ogromnej kuli armatniej, na którą można wejść i zrobić sobie pamiątkowe, turystyczne zdjęcie. Ta instalacja to pamiątka na cześć barona Münchausena, który służył rosyjskim wojsku i walczył z Turkami. Lubił chełpić się swoimi bohaterskimi czynami, nie dońca rzeczywistymi. Według niego w starciu z Turkami, dał się wystrzelić z armaty, siedząc na kuli, tak przedostał się do wroga, oczywiście przyczyniając się do pokonania go. Domniemywa się, że było to w Bednarach, ale dowodów nie ma. O baronie powstały książki i filmy, raczej z gatunku fantastyki.
Zaczęło się ściemniać, gdy ruszyliśmy w drogę powrotną do Kiszyniowa.
Być może cały wpis o Naddniestrzu wydaje się być dość pesymistyczny, ale nie żałuję czasu, który tam spędziliśmy. Mówi się o Naddniestrzu, że jest jednym z łatwiej osiągalnych spośród nieuznawanych państw. W oczach niektórych odwiedzających uchodzi za turystyczną ciekawostkę. Jednak wystarczy przekroczyć granicę, aby wyczuć zmieniającą się atmosferę.
W naszych dotychczasowych podróżach to jedno z trudniejszych miejsc. Z pewnością do takiego obrazu przyczyniły się opowieści naszego przewodnika. Jakie miałabym wrażenie, gdybym przyjechała tu samodzielnie, w dodatku latem?
Być możem zupełnie inne.
Z całą pewnością dzień w Naddniestrzu okazał się być zupełnie inny niż się spodziewaliśmy, ale to był dobry dzień. Wartościowy, pozwalający zmienić perspektywę i poczuć wdzięczność za warunki, w jakich żyjemy.