W ramach wycieczki Mieliśmy odwiedzić dwie miejscowości: Tyraspol oraz Bender.
Bardzo lubię przygotowywać się do podróży. Próżno jednak szukałam czegoś, co mnie podekscytuje w zwiedzaniu tych miejsc. A raczej nie mam z tym problemu. Zazwyczaj znajduję coś, co mnie zachwyci albo zaciekawi w podróży.
Tutaj po prostu szło to bardzo mozolnie. Tyraspol wydawał się czystym i nudnym miastem z jednym czołgiem i pomnikami Lenina. A Bender to XVI wieczna twierdza, nieźle zachowana, ale miałam wrażenie, że wrzucona jako punkt obowiązkowy zwiedzania Naddniestrza z powodu braku innych alternatyw.
Długo się zastanawialiśmy, czy w ogóle do Naddniestrza jechać. Wreszcie wygrała ciekawość i chęć postawienie stopu w kraju, który nie istnieje, dla samego faktu bycia w Naddniestrzu.
Początkowo spodziewałam się, że nasza wycieczka, to będzie coś w stylu komunistycznego skansenu.
Z pewnością, gdybyśmy przyjechali tu sami i pospacerowali sobie, to dokładnie to byśmy widzieli: pomniki Lenina, komunizm, czerwone restauracje.
Ale opowieści naszego przewodnika pokazały, że to, co zrobiło się atrakcją turystyczną to nic w porównaniu do tego, z czym mierzą się mieszkańcy.
Miasto oficjalnie liczy 159.000 mieszkańców (nie wiem gdzie oni są). Zabytków tutaj za bardzo nie ma, ponieważ miasto zostało zniszczone podczas II wojny światowej.
Od 1990 roku ustanowiono go stolicą Mołdawskiej Republiki Naddniestrzańskiej.
Podczas dość krótkiej wizyty zobaczyliśmy najciekawsze miejsca Tyraspolu:
- Zadaszony Targ - takie miejsca zawsze są gwarne i pełne życia. Tutaj było inaczej. Co prawda, to właśnie tutaj zobaczyliśmy więcej ludzi niż podczas całego dnia wycieczki, ale nie nazwałabym tego miejsca tętniącego życiem. A nawet gdy wyciągnąłem telefon, żeby zrobić zdjęcie, zauważyłam krzywe spojrzenia i niechęć na twarzach sprzedawców, chociaż nie robiłam zdjęcia niczemu konkretnemu. Stanęłam w oddali, chcąc uchwycić całą przestrzeń. Schowałam telefon, żeby ich nie stresować. Nasz przewodnik poczęstował nas tutaj orzechami włoskimi, które są największym towarem eksportowym tego “kraju”. Rzeczywiście były pyszne, duże, jasne, niemalże słodkie. Jednak coś mi nie dawało spokoju. Nie mogłam pogodzić tego co widzę z opisem, który znalazłam na jednym z blogów. “najpierw zaglądnąłem na zielony rinok i to był strzał w 10. Gwar, harmider, mnóstwo kupujących, fantastyczne sery, warzywa, owoce”. Czemu ja zobaczyłam coś innego. Kolejny opis: “Byli turyści, było sporo miejscowych na lodach i na spacerze.” Czy to wojna poczyniła takie spustoszenie, czy może niezbyt przychylna pora roku? Czy w letnim sezonie widać tutaj więcej życia? Nie wiem…
- Dom Sowietów. Budynek w stylu stalinowskim został postawiony w latach 50-tych jako siedziba komitetu regionalnego. Dzisiaj jest to siedzimy spółki Sheriff.
- Budynek Rady Najwyższej i Rządu. Przed budynkiem znajduje się pomnik Lenina. I to właśnie ten widok najczęściej ujrzymy na magnesach, pocztówkach i zdjęciach turystów.
- Pomnik Chwały z charakterystycznym czołgiem i otaczającymi go pamiątkowymi tablicami
- Skwer de Volana to z założenia mały park. Szerokie aleje, pomnik Carycy Katarzyny II, równo przystrzyżona zieleń, wszystko w idealnym porządku
- Dworzec Kolejowy, przed którym stoi potężna lokomotywa, obecnie odrestaurowywana, wkrótce zdobędzie ogromną czerwoną gwiazdę na przodzie.
Wracając z dworca w stronę centrum już nie wytrzymałam. Zapytałam przewodnika, czy zawsze jest tak pusto, czy to kwestia tego, że jest listopad. Żadnych ludzi na chodnikach, niewiele samochodów, brak rowerzystów. A on mówi, że zawsze. I pokazał nam potężny blok mieszkalny - pusty.
Na wielu filmach widziałam jednak, że latem widać życie na ulicach. Także być może jednak w słoneczne, letnie dni Tyraspol wydaje się być bardziej przyjaznym miejscem.
Nie da się ukryć, to jedno z bardziej specyficznych miast w jakich byliśmy i nie czułam się tutaj jak beztroski podróżnik.
Tereny zielone zawsze działają na mnie pozytywnie. Jednak tutaj wchodząc do parku, przewodnik zaserwował nam kolejną ciekawostkę. W Naddniestrzu butelka wódki kosztuje 1 euro. Dlaczego? Bo pijanym narodem łatwiej się rządzi. Zalkoholizowany naród nie ma oczekiwań, o ile ma co do gardła wlać.
I już nie potrafię powiedzieć, czy park był ładny, ponieważ pamiętam towarzyszące mi przygnębienie.