Wstaliśmy rano, aby jeszcze przed śniadaniem udać się na spacer po Kiszyniowie.
Po przeczytaniu wcale nie tak znów licznych blogów i obejrzeniu dostępnych vlogów, wiedziałam, że na Kiszyniów nie przeznaczamy zbyt wiele czasu.
Wiele osób pisało, że Kiszyniów jest najbrzydszą stolicą Europy.
Kiszyniów nie jest brzydki, tylko aby udać się na jego zwiedzania, musisz wykazać się ponadprzeciętnym entuzjazmem podróżniczym i być pasjonatem brutalistycznej architektury oraz socjalistycznej myśli urbanistycznej.
Z drugiej jednak strony, Kiszyniów uchodzi za najbardziej zieloną stolicę Europy, czy to prawda - trzeba by sprawdzić w cieplejszym okresie roku. W listopadzie przybiera raczej ponure barwy.
Trudno uwierzyć w ten kontrast: najbrzydsza - najbardziej zielona, ale przecież zieleń nigdy nie jest brzydka.
Żeby zrozumieć, trzeba po prostu lecieć do Kiszyniowa!
Reprezentacyjnym miejscem Kiszyniowa jest Park Katedralny, który otwiera Łuk Triumfalny, następnie widzimy dzwonnicę i wreszcie białą bryłę Soboru Narodzenia Pańskiego.
Łuk Triumfalny pierwotnie nosił nazwę Święte Wrota i powstał jako pamiątka zwycięstwa Armii Rosyjskiej nad Turkami w 1812 r.
Zdobyte podczas walk działa, przetopiono na dzwony do katedry, jednak jeden z nich okazał się zbyt duży. Dlatego zbudowany łuk, pod którym można było ów dzwon zawiesić.
Z kolei dzwonnica w 1962 z rozkazu władz komunistycznych została wyburzona, a katedrę zamieniono na salę wystawienniczą. W latach 90-tych przywrócono sakralną rolę budynku, odnowiono go, a dzwonnicę odbudowano.
Wokół Soboru znajduje się niewielki, ale bardzo ładnie zadbany park, którego ścieżki rozchodzą się promieniście od katedry.
Po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko łuku triumfalnego widzimy potężny, niezbyt urodziwy budynek, będący siedzibą rządu mołdawskiego.
Znacznie przyjemniej jest udać się w stronę pomnika Stefana Wielkiego, bohatera
narodowego Mołdawii, a właściwie to minąć pomnik i wejść do kolejnego niewielkiego parku. Jego główną osią jest Aleja Klasyków Literatury Mołdawskiej i Rumuńskiej, wśród nich znajduje się również Aleksander Puszkin. Urodzony w Moskwie, rosyjski pisarz, cóż robi w tej Alei? Okazuje się, że Puszkin spędził tutaj 3 lata swojego życia, będąc na wygnaniu, a co
najważniejsze, zakochał się w pięknej Cygance, Zamfirze, której poświęcił wiele
miłosnych utworów.
Od Łuku Triumfalnego idziemy główną ulicą, czyli bulwarem Stefan cel Mare si Sfant.
Przed drugą wojną światową stały tutaj przepiękne rezydencje. Po wojnie podjęto próby przywrócenia mu dawnej świetności, ale wystarczy odejść kilka ulic dalej, aby zobaczyć ponure blokowiska.
Tymczasem przy samym bulwarze spaceruje się bardzo przyjemnie.
Kierujemy się w stronę Dworca Kolejowego, jednak z powodu braku czasu nie docieramy do niego. Za to widzimy jedno z ciekawszych i gwarniejszych miejsc Kiszyniowa, plac targowy – Piata Centrala.
Tego samego dnia, ale już wieczorem zobaczyliśmy miejsce, które najczęściej widzą turyści po przyjeździe do Kiszyniowa, czyli Bramę Miasta, “Wrota Garoda”.
Tworzą ją dwa wieżowce, zbudowane w latach 70-tych. Budynki zbudowano symetrycznie w formacie lustrzanego odbicia, mają po 22 piętra i schodkową bryłę. Z bliska widać, że już się starzeją, ale z daleka wyglądają imponująco i stanowią atrakcyjne powitanie dla przyjezdnych. Jest to również obiekt widoczny z samolotu.
Budynki są symbolicznym nawiązaniem do średniowiecznych bram miast.
Więcej w Kiszyniowie nie zobaczyliśmy, wybraliśmy zwiedzanie innych części Mołdawii. Z pewnością są jeszcze ciekawe budynki architektury socjalistycznej, z pewnością wiosną i latem warto pospacerować po licznych parkach, z pewnością w grudniu Kiszyniów rozbłyska pięknymi iluminacjami.
W ograniczonym czasie podróży, trzeba jednak dokonywać wyboru. My zdecydowaliśmy się nie zwiedzać dalej Kiszyniowa, wróciliśmy na śniadanie i ruszyliśmy eksplorować północ kraju.