Z Butuceni ścieżką wchodzimy na niewielki pagórek, na którym znajduje się kompleks Orheiul Vechi. Na początek dzwonnica, która swoje największe skarby skrywa wewnątrz. Krótkim tunelem schodzimy do skalnego wnętrza.
Weszliśmy do monasteru Pestere. Ten niesamowity kompleks składa się z cerkwi i wydrążonych w skałach cel. Ponoć wciąż mieszka tutaj dwóch mnichów, ale my widzieliśmy tylko jednego, już w bardzo podeszłym wieku, który w ciszy sprzedawał pamiątki. Obok stoiska zobaczyliśmy wgłębienie w skale, wyłożone kocami i poduszkami.
Jeszcze w Polsce zaplanowałam, że to właśnie tutaj kupię pamiątkę. Wybór niewielki, ale kolejny magnes zasilił kolekcję.
Mnich nakazał nam skręcić w korytarz za stoiskiem. I tak znaleźliśmy słynne skalne pieczary. Rzeczywiście mnisi wiedli tutaj pustelnicze życie, pozbawione wygód.
Mamy cerkwię, cele, pamiatkę… to nie koniec atrakcji tego miejsca. Przez niewielki otwór wychodzimy na skalną półkę, niczym nie zabezpieczoną. Widok jest oszałamiający. W skałach zobaczyliśmy powciskane małe karteczki z prośbami. Pogoda nam dopisuje, turystów brak - ogromna wdzięczność, że zdecydowaliśmy się na Mołdawię w listopadzie. Chociaż to było dość ryzykowne, ale na szczęście słońce nas rozpieszczało.
Wychodzimy z dzwonnicy, ścieżka prowadzi szczytem wzgórza do Cerkwi Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny. Cerkiew skromna, sama w sobie nigdy nie stałaby się taką atrakcją, gdyby nie jej położenie. I tutaj dygresja, która mi się nasuwa, gdzieś zasłyszana: “Jeśli nikt cię nie docenia, zmień otoczenie” :)
W tym samym kompleksie znajduje się również 30 średniowiecznych pieczar, do których potrzebne są umiejętności wspinaczkowe. Zastanawia mnie, jak dawniej mnisi się tutaj dostawali, być może jeszcze nie odkryliśmy wszystkich tajemnic tego wzgórza.
Za cerkwię ścieżka zachęca do dłuższego spaceru szczytem wzgórza. Chwilę jeszcze cieszymy się widokami i robimy krótką naradę. Sprawdzamy czas. Rezerwację kolejnej atrakcji mamy na 17:00, więc albo spacerujemy tutaj, albo jedziemy zobaczyć jeszcze jedno miejsce, ryzykując, że spędzimy tam jedynie 10 minut, a dodatkowo poświęcimy pół godziny jazdy.
Decydujemy się zobaczyć jak najwięcej w Mołdawii, dlatego szybkim tempem wracamy do samochodu.
Po drodze, patrząc pod nogi, zauważam ciekawe podłoże. Czytałam o tym, muszlowiec - skała powstała ze scementowanych muszli, pozostałość po Morzu Sarmackim.
Stary Orhej nie bez przyczyny uznaje się za perłę Mołdawii i jej największą atrakcję. Jeśli ktoś ma tylko jeden dzień na Mołdawię - to jest to punkt obowiązkowy. I chociaż to największa atrakcja kraju, nasza podróż odkryje jeszcze kilka ciekawych miejsc.