Jeszcze jedno miejsce mi się marzyło… Phoenix Park. Ogromny miejski park, w którym od XVII wieku na wolności żyją daniele…
Poszliśmy tam, gdy już słońce zaczynało zachodzić. Zupełnie nie wiedzieliśmy w którą stronę iść. Daniele chodzą swobodnie po parku, który zajmuje powierzchnię 707 hektarów i otoczony jest murem o długości 11 km. To jeden z największych parków miejskich w Europie. I jak tu znaleźć jedno stado danieli?
Nie mając żadnego pomysłu po prostu ruszyliśmy główną aleją rozglądając się wokół jak surykatki. Szanse na znalezienie danieli malały wraz ze zniżającym się słońcem Wreszcie zobaczyliśmy znaczek: “Nie karmić danieli”. Okej… czyli jednak jakaś nadzieja jest…
W oddali zauważyliśmy grupkę ludzi i czegoś co z daleka przypominało kształtem psy. Ale żeby tak stadem?! Ruszamy! Blisko nie jest, ale może zdążymy…
Zielona trawka i wydeptane ścieżki skrywały w sobie bagnisty teren, dlatego bardzo szybko przemokły nam buty. Ale kiedy zobaczyliśmy piękne daniele szybko zapomnieliśmy o tych niedogodnościach. Przynajmniej ja :P
Ogromne stado danieli o zachodzie słońca…
Cisza, spokój, zieleń, zwierzęta, śliczna pogoda i zachodzące słońce. Odczuwałam ogromną wdzięczność za możliwość doświadczania tego cudownego stanu.
Gdzieś tam, wcale nie tak daleko, w całym mieście trwała zielona impreza!
To też chcemy zobaczyć.
Opuszczamy park spokojnym krokiem. Tuż przed wyjściem jeszcze nam się pokazała mała grupka danieli.
Do Temple Bar dotarliśmy już o zmroku.
Było fantastycznie.
Tłoczno na ulicach i w pubach, zewsząd słychać muzykę, ludzie bawią się i tańczą. Brak granicy gdzie kończy się bar, a zaczyna ulica.
I chociaż stan upojenia alkoholowego unosił się w powietrzu, to jednak czułam się bezpiecznie, a ogólny stan radości udzielił się i nam.
Nie wiem, jak kończy się takie święto, ponieważ my już ruszyliśmy w stronę domu. To co widziałam, już mi wystarczy.
To był wspaniały dzień, pełen wrażeń.
A kolejny zapowiadał się równie fantastycznie choć w innym stylu