Od lat czekałam na ten dzień!!! Chociaż nigdy do końca nie wierzyłam, że uda mi się zobaczyć Dublin w Dniu św. Patryka. Zawsze podejrzewałam, że ceny noclegów będą zawrotne w tym terminie. Tymczasem spotkało nas ogromne szczęście i mogliśmy przenocować u mojej kuzynki i jej męża.
I tak oto nastał poranek 17 marca - Dzień św. Patryka. Jedziemy na paradę!
Już na dworcu czuć było klimat świętowania. Każdy miał jakiś zielony element, a najśliczniej wyglądały dzieci.
Po dotarciu do centrum mieliśmy problem z dotarciem do miejsca, skąd moglibyśmy oglądać paradę. W miarę jak ludzie gromadzili się w okolicy, zamykano uliczki, uniemożliwiając nam przejście. Zaczęliśmy wątpić, czy w ogóle uda nam się cokolwiek zobaczyć. Ale w końcu znaleźliśmy kawałek miejsca. Wdrapałam się na płot i tam spędziliśmy następne dwie godziny.
Parada się rozpoczęła. Na początku przemaszerowali przedstawiciele służb, tacy jak policjanci, żołnierze, ratownicy i strażacy. Następnie przeszły organizacje, lokalne firmy, orkiestry muzyczne, a nawet przedstawiciele mniejszości narodowych.
W paradzie było wiele pięknych momentów, ale także kilka dość dziwnych, takich jak ogromny kosmita czy uskrzydlony jeleń. Trudno było mi doszukać się symboliki niektórych elementów.
Parada choć ciekawa, nie zachwycała tak jak atmosfera panująca w mieście. Miało się wrażenie, że wszyscy mieszkańcy wyszli na ulice, każdy ubrany na zielono, a każda witryna sklepowa i budynek rządowy były pięknie udekorowane w barwach flagi Irlandii. Kolor zielony dominował.
Klaudia przeczytała, że po paradzie otwierają targ z jedzeniem, gdzie będą również koncerty i pokazy irlandzkiego tańca.
Postanowiliśmy zjeść obiad właśnie tam. Po dotarciu na miejsce okazało się, że musimy stać w kolejce, aby wejść na teren targu. Wpuszczali w cyklicznych odstępach, czekanie zajęło nam pół godziny, a kolejka za nami rosła w szybkim tempie.
Wreszcie weszliśmy i co? Przyszła pora na stanie w kolejkach do jedzenia, do przejścia na drugą stronę targu, a nawet na teren, gdzie znajdowała się scena, wpuszczano tylko przez jedno wejście.
Straciliśmy cierpliwość. Nie chciało nam się znów stać w tych wszystkich kolejkach.
Szybko opuściliśmy teren targu i poszliśmy zjeść hot-dogi w wersji full-wypas!
I tak powoli zaczął robić się wieczór. Ale tego dnia spełniłam jeszcze jedno swoje marzenie.