Nasza podróż po Tunezji powoli dobiega końca.
I to właśnie pod koniec docieramy do miejsca, które po raz kolejny w Tunezji wywarło na mnie niesamowite wrażenie i dostarczyło zupełnie innych doświadczeń.
Co za kraj! Tak bardzo różnorodny, tak wspaniały, ciekawy i nie pozwalając o sobie zapomnieć.
Rejon Matmata… w tłumaczeniu: nikt tu nie mieszka…
Na pierwszy rzut oka, rzeczywiście nikt tu nie mieszka. Trzeba wiedzieć gdzie, trzeba zejść do podziemia, trzeba mieć zaproszenie, aby doświadczyć zupełnie innego świata. Tak blisko nas, a jednocześnie tak bardzo inni niż my - troglodyci.
Troglodyci, czyli skalni ludzie, jaskiniowcy wciąż żyją w Tunezji, bez prądu, bez bieżącej wody, w wydrążonych w skałach domach.
Rejon Matmata jest ubogi w zieleń. Krajobraz wypełniają piaszczyste, żółte skały o delikatnie pagórkowatych kształtach. Krajobraz jakże odmienny od tego, co już widzieliśmy w Tunezji. Do końca nie wiesz, czy akurat nie chodzisz po czyimś domu, ponieważ tutaj żyli i wciąż jeszcze żyją troglodyci, ludy Berberii - afrykańskiej, nadmorskiej krainy.
Berberowie zaczęli mieszkać w skałach z czysto praktycznych powodów: są niemalże niewidoczne dla najeźdźców, latem dają ochronę przed prażącym słońcem, zimą jest cieplej niż na zewnątrz, burze piaskowe nie wyrządzają żadnej szkody, a gdy rodzina się powiększa, wystarczy wydrążyć kolejne pomieszczenie. Ściany często ozdobione są rysunkami dłoni i ryb, symbolami szczęścia i dostatku.
Drzwi znajdują się poniżej poziomu pagórkowatego poziomu gruntu. Po przejściu wąskiego korytarza wyszliśmy na mały, nie zadaszony dziedziniec. Z tego miejsca widzimy wejścia do innych pomieszczeń, m. in. do kuchni, z której wydobywał się apetyczny zapach.
W domu, który odwiedziliśmy gospodyni upiekła dla nas chleb z rozmarynem, podała go z oliwą wymieszaną z miodem oraz herbatką. To był najpyszniejszy chleb jaki w życiu jadłam i jedno z najlepszych dań w Tunezji. Coś wspaniałego.
Jeszcze przed przybyciem do Tunezji, czytałam o tym, że większość troglodytów wyprowadziła się do współczesnych mieszkań, a swoje domy w skale udostępniają turystom do zwiedzania. Do Matmaty nie jeździ żadna komunikacja. Indywidualny turysta może wynająć auto, ale raczej spotka się z odmową gospodarzy, którzy wolą obsługiwać zorganizowane grupy. Nasz przewodnik zapewniał, że kobieta, którą odwiedziliśmy mieszka tutaj na stałe. Co kilka dni przyjeżdża ciężarówka z bieżącą wodą. Jej dzieci już dorosły. Została jedynie z mężem i najmłodszą córką, po którą codziennie przyjeżdża szkolny autobus.
Nie wiem, czy rzeczywiście mieszka tu na stałe czy może jedynie na czas sezonu, gdy przyjmuje w gościnę turystów. Ale wiem, że zarobione pieniądze poświęca na edukację dzieci. Zawsze cieszy mnie świadomość, że moja podróż przynosi coś dobrego.
Noc spędziliśmy w skalnym hotelu. Nasz przewodnik trochę nas straszył, że rozda nam klucze do dziur w ziemi. Gdy dojechaliśmy na miejsce, rzeczywiście z zewnątrz hotel wystawał na wysokość około 2 metrów nad ziemią, a cała reszta była wydrążona w skałach. Jednak to nie były dziury w ziemi. Hotel na środku miał patio, a nawet kilka, dzięki czemu pomimo kilku pięter w dół, każdy miał okno.
W skromnie umeblowanych pokojach panował dziwny, skalny zapach. Nie były one może najbardziej luksusowe, ale gdy wyszliśmy przed hotel widzieliśmy przepiękne rozgwieżdżone niebo na afrykańskim bezludziu… Matmata…