Jak to pięknie powiedział nasz przewodnik: słona gleba i żar z nieba dają złoty miód w postaci daktyli: Deglet Nour. Najsmaczniejsza odmiana daktyli na świecie, niesamowicie słodka i kremowa. W Tunezji po raz pierwszy spróbowałam daktyli zerwanych prosto z palmy, a było to w oazie Tozeur, uchodzącą za jedną z najpiękniejszych oaz świata.
Tozeur to miasto położone w oazie na Saharze, pomiędzy dwoma szottami. W architekturze Tozeur dominuje śliczna, mała, żółta cegiełka, która tworzona jest tylko tutaj, a powstaje z gliny oraz piasku Sahary. Gleba i woda w okolicach Tozeur jest lekko słonawa, ponieważ jak już wcześniej wspominałam, dawniej było tutaj morze. Kiedy wieczorem myliśmy zęby, rzeczywiście przekonaliśmy się o tym. Przypomnieliśmy sobie, jak w Kenii myliśmy zęby wodą butelkowaną, powróciliśmy do tego zwyczaju również w Tunezji, nie chcieliśmy ryzykować bólu brzucha. Jednak włosy i oczy nadal odczuwały lekko słoną wodę.
Do Tozeur przylega gaj liczący ponad 200 tys. palm daktylowych, który zwiedzaliśmy konną bryczką. Wąskie uliczki uniemożliwiają wjechanie samochodami do gaju palmowego, dzięki czemu jest tutaj niezwykle spokojnie i kojąco.
Zostaliśmy poczęstowani świeżutkimi daktylami, pyszne i niesamowice słodkie. Kiedy weźmiemy owoc daktyla pod słońce, szybko przekonamy się, dlaczego mówi się o nich: złoto Tunezji czy też palec światła. Akurat trafiliśmy na okres, w którym rozpoczyna się zbiór daktyli, 80 % zbiorów jest eksportowana do Europy. W oazie wszystkie palmy mają swoich prywatnych właścicieli. Palma daktylowa utrzymuje rodziny przez długie lata. Żyje ok. 130 lat, owocuje do prawie 120 lat. Następnie pobiera się z niej sok, a na sam koniec drewno.
Obecnie oaza jest zasilana wodą pobieraną ze studni, które wykopuje się nawet do 800 metrów w głąb, dlatego woda jest ciepła i wyczuwa się w niej siarkę.
Znanych jest ok. 250 odmian daktyli, z czego za najpyszniejsze uznaje się właśnie deglet nur.
Zwiedzaliśmy również Muzeum Palmy, na które po prostu składały się gabloty z plakatami, a tak naprawdę chodziło o przejście przez sklepik z produktami wytwarzanymi z daktyli. Ochoczo skorzystaliśmy z degustacji, ale ostatecznie kupiliśmy same owoce. W ramach atrakcji poczęstowano nas również ziołową herbatką z miętą, a ponad 70 letni pan dał nam pokaz wdrapywania się na bosaka po wysokiej palmie. Ciekawie wygląda również proces zbierania daktyli.
Jeden mężczyzna wchodzi na sam szczyt palmy, zrywa z niej kiść daktyli i przekazuje drugiemu mężczyźni, który wdrapał się na drzewo tuż pod nim, i tak dalej, aż kiść przekazywana z rąk do rąk bezpiecznie i ostrożnie wyląduje na ziemi.