Ostatni dzień w podróży.
Dzisiaj czeka nas najdłuższy odcinek 520 km, z postojem w miejscowości Konya.
Część trasy przespaliśmy. Noc mieliśmy krótką, z uwagi na wieczorną imprezą i pobudkę przed świtem na balony.
Także szybko zasnęliśmy.
Droga ogólnie minęła dobrze, ponieważ przejazd przez góry Taurus był niezwykle malowniczy, a czas umilała nam przewodniczka, dzieląc się ciekawostkami o tej części Turcji.
Fakt, który mi się bardzo spodobał, to całkiem niedawno w tych górach odkryto tygrysa anatolijskiego, którego uznano za gatunek wymarły.
Dojeżdżamy do Konyi. Zdaje się, że oprócz słynnego zakonu, architektonicznie Konya nie ma zbyt wiele do zaoferowania, ale też nie będą wysnuwać jednoznacznych osądów, ponieważ tylko przez nią przejechaliśmy, może jest jakiś powód dla którego warto się tu zatrzymać na dłużej.
Jednocześnie Konya jest dość ciekawym miastem. Przez pozostałych mieszkańców Turcji uchodzi za miasto dziwaków. Jest to z pewnością jedna z najbardziej religijnych i konserwatywnych miejscowości w Turcji. Praktycznie niemożliwe jest spotkanie tutaj kobiety bez chusty, chyba że turystkę.
A do Konyi przyjeżdża się, aby zwiedzić muzeum Mevlany - założyciela zakonu derwiszów. To właśnie w Konyi powstał pierwszy zakon.
Samo muzeum jest bardzo ciekawe i zajmuje spory obszar.
Wewnątrz znajduje się grób Jalaladdina Rumi (1207-1273), który zdobył przydomek Mevlana. Był założycielem Zakonu Wirujących Derwiszy, zwanych rónież mewlewitami. To co charakteryzuje derwiszy to wysoka czapka i wirujący taniec. Zgodnie z tradycją, prawa dłoń, skierowana ku górze ma zapewnić spływające łaski, a lewa, skierowana w dół - obdziela tymi łaskami innych ludzi.
Ciekawostka: derwiszom w wirującym tańcu pomaga patrzenie na kciuk prawej dłoni.
W muzeum znajdziemy też korany z różnych wieków i w różnych rozmiarach, groby zakonników, dywany, instrumenty muzyczne, miski, a najcenniejszą relikwią jest włos z brody Mahimeta, który przechowuje się w szkatule z macicy perłowej. W pokojach derwiszów możemy też zobaczyć scenki z życia zakonników, wykonane z figur woskowych.
Po wyjściu z muzeum, poszliśmy na ogromny plac z meczetem. Chwilkę się tu pokręciliśmy i pora na powrót do Antalyi.