Mówi się, że
najlepsze marzenia to te, które przerażają i ekscytują jednocześnie.
Wstajemy na długo przed świtem, wsiadamy w busa i ruszamy na pole pełne balonów.
Do samego końca nie wiemy czy uda nam się wznieść w powietrze. Wszystko zależy od siły wiatru.
Balony wyglądają wspaniale, duże kolorowe, napełniające się gorącym powietrzem. Wdrapujemy się do kosza. Moje wyobrażenie o locie balonem zatrzymało się gdzieś na poziomie kreskówek. Czyli, że kosz jest mały i okrągły. W rzeczywistości kosz jest duży, prostokątny, a w środku są przegródki mieszczące 4 osoby. Zapewnia to wygodę, nikt się nie przepycha. My oczywiście byliśmy z Pawła rodzicami, także pełen komfort.
Denerwowałam się tylko przez chwilę, kiedy balon odrywał się od ziemi. Potem przepiękne widoki zajmowały całą moją uwagę. W pierwszej fazie naszej przygody balon wzniósł się bardzo wysoko. I właśnie wtedy widzieliśmy najpiękniejsze krajobrazy. Widok na zawieszone w powietrzu balony i piaskową scenerię Kapadocji to było niezwykłe doświadczenie. Bezbrzeżny zachwyt.
Z balonami jest trochę tak, że nie do końca wiadomo, gdzie wiatr balon poniesie. My mieliśmy małego pecha, ponieważ w końcowej fazie lotu znaleźliśmy się nad miastem. W dodatku balon się obniżał. Dlatego nie za bardzo patrzyliśmy w dół, ale na horyzont. Tam było pięknie.
Sami możecie zobaczyć na zdjęciach, jak przepiękne widoki ukazały się naszym oczom. Niczego nie żałuję.
Fakt cena może zwalać z nóg, ale przecież zaoszczędziłam na kurtce :P
Po wylądowaniu obsługa częstuje nas szampanem i otrzymujemy pamiątkowy certyfikat.
Moje marzenie: lot balonem nad Kapadocją zostało spełnione. Teraz mam kolejne: polecieć jeszcze raz :)
Wracamy do hotelu na śniadanie