W odróżnieniu od Bursy, która o 20:00 już spała, Stambuł nie zasypia.
O wielu miastach się mówi, że nigdy nie zasypiają, ale zazwyczaj kojarzyłam to z tym, że po prostu są to imprezowe miejsca, np. Las Vegas.
Tymczasem Stambuł żyje normalnym życiem, o północy były potężne korki. Ale do tego jeszcze wrócimy. Tymczasem mamy ranek i rozpoczynamy zwiedzanie Stambułu.
I tutaj już na początku wspomnę, że tego dnia doświadczyłam wad i zalet wycieczki zorganizowanej. Po pierwsze zwiedzaliśmy i spędzaliśmy czas w sposób z góry narzucony, niekoniecznie tam, gdzie chcieliśmy, czy poświęcając taką ilość czasu, jakiej byśmy nie chcieli. Ale z drugiej strony z łatwością zobaczyliśmy coś, na czym nam bardzo zależało, a samodzielnie byłoby nam bardzo trudno. Wszystko się wyjaśni jeszcze w tym wpisie.
Stambuł to zdradzieckie miasto, które może spełniać marzenia, ale równie szybko może pociągnąć na dno.
Jako przykład opowiada się prawdziwą historię pewnego człowieka, który przybył do Stambułu i założył klub nocny. Odniósł sukces, wzbogacił się, dobrze mu się wiodło. Następnie wpadł na pomysł, aby założyć kasyno. Włożył w to wszystkie swoje pieniądze. Niestety jeden z klientów stracił w tym kasynie cały swój dobytek i zastrzelił się przed wejściem. Taka wiadomość szybko się rozprzestrzeniła i nikt już do kasyna nie chodził. Nasz bohater utonął w długach, trafił do więzienia i zmarł w nędzy.
To jedna z wielu historii ludzi, która pokazuje, że Stambuł może wiele zaoferować, ale w tym mieście fortuna jest przewrotna i ze szczytu można spaść na samo dno.
Ja odkąd pamiętam miałam jasno sprecyzowane cele w Stambule: Hagia Sofia i Cysterny. Niestety program zwiedzania nie obejmował Cystern. Tak łatwo nie chciałam porzucić swojego marzenia, więc zagadałam do naszej pani przewodniczki, czy nie dałoby się czegoś wymyślić. Możemy zrezygnować z pałacu Topkapi, bo wolimy stanąć w kolejce do Cystern.
Pani przewodnik nie chciała, żebyśmy stracili zwiedzanie pałacu, ale obiecała, że w przerwie obiadowej spróbujemy.
Dzień zaczęliśmy rejsem statkiem po Cieśninie Bosfor. Niebo było zachmurzone i wiał wiatr. Było dość chłodno. Tutaj opowiem pewną anegdotkę, która podkreśli mądrość mojego towarzysza w podróży zwanej życiem.
Na statku kupiłam sobie herbatę. Jednak kiedy dotarło do mnie, ile zapłaciłam, zezłościłam się i popsuł mi się humor. Nie znoszę być naciągana. Na to Paweł: “Daj spokój, pijesz sobie gorącą herbatkę w Stambule, na Cieśninie Bosfor pływając między Azją i Europą. I co z tego, że zapłaciłaś trochę więcej za herbatę. Nie warto?"
Uwielbiam go! Zawsze potrafi poprawić mi humor. Czasem potrzebujemy kogoś, kto pomoże nam zmienić perspektywę.