Jeszcze w Polsce wykupiliśmy wycieczkę do Kosowa. Zarezerwowaliśmy jako wycieczkę zorganizowaną, szczęśliwie byliśmy tylko we dwójkę, a towarzyszył nam kierowca i przewodniczka.
Tuż przed granicą z Kosowem, trochę się nasza towarzyszka zestresowała, kiedy usłyszała, że nie mam paszportu. Próbowałam ją uspokoić, że mam nowy dowód, biometryczny, i że mogę na nim wjechać do Kosowa, ale widząc jej niepewną minę, sama zaczęłam mieć wątpliwości.
Na szczęście, było dokładnie tak, jak na stronie gov - mogłam wjechać na dowodzie biometrycznym i już jesteśmy w naszym 39 kraju.
W Kosowie, mamy dwa przystanki: Prisztina i Prizren.
Kosowo swoją niepodległość ogłosiło 17 lutego 2008 roku, jednak na arenie międzynarodowej kraj ten jest tylko częściowo uznawany.
O ile nieuznawanie Kosowa przez Wyspy Świętego Tomasza i Książęca niekoniecznie musi zagrażać państwu, o tyle przekonanie Serbii, że Kosowo prawnie stanowi terytorium Serbii, sprawia, że atmosfera bywa napięta, co mieliśmy okazję zobaczyć kilka miesięcy temu.
Historia dzieje się na naszych oczach, a sprawa Kosowa wciąż jest niepewna.
Tymczasem rozpoczynamy zwiedzanie Prisztiny - obecnej stolicy kraju.
Jeśli w poprzednim wpisie mówiłam, że Skopje nie ma duszy, to cofam to i wszystko inne, co mówiłam złego na Skopje :P
Prisztina, to dopiero nie ma duszy!
Betonowe, bezosobowe miasto, brakuje mu radości na ulicach, życia, ciekawych zakątków.
Mam nadzieję, że jeszcze długie lata przed Kosowem i Prisztiną, aby się rozwijać i kształtować swoją wyjątkowość.
Jest jednak kilka miejsc, które warto zobaczyć.
Na początek nowa Katedra Błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty. Ponoć z wieży rozpościera wspaniały widok na miasto.
Dalej Muzeum Narodowe Kosowa, które chociaż zbiory ma skromne, to znajdziemy w nim kilka ciekawych eksponatów. Szczególną uwagę zwraca portret Matki Teresy wykonany zszywaczem. Różne kolory zszywek tworzą niesamowity efekt.
W muzeum widzimy tradycyjną, białą czapkę Albańczyków, którą wciąż noszą starsze pokolenia i szaliczek Ibrahima Rugova, który był jego znakiem rozpoznawczym. Przez ponad 10 lat kierował pokojowym ruchem oporu kosowskich Albańczyków, wreszcie został wybrany prezydentem prowincji. Rugova to wybitna postać polityczna, nawet jego przeciwnicy przyznawali, jest dla nich autorytetem moralnym. Na arenie międzynarodowej zasłynął z pacyfistycznej postawy i potępienia przemocy w konfliktach politycznych. Chciał uzyskać niepodległość Kosowa na drodze pokojowej. Do dzisiaj ludzie uważają go za bardzo mądrego człowieka.
Ciekawym miejscem w muzeum jest sala poświęcona niepodległości Kosowa. Znajdziemy tam podpisany dokument oraz flagi państw, które tę niepodległość uznały. Udało nam się odnaleźć flagę Polski.
Jeszcze jedno miejsce warte zobaczenia to budynek Biblioteki Narodowej, który jest arcydziełem architektonicznym. Wiele osób przyjeżdża do Prisztiny tylko po to, aby zobaczyć na własne oczy tę unikatową budowlę. Mi kojarzyła się z bańkami mydlanymi, a Pawłowi ze stacją kosmiczną. Nie udało mi się zrobić zdjęcia, które pokazywałoby urok budynku. Z pewnością z wieży wygląda cudnie.
Może się wydawać, że takie malkontenctwo ze mnie wychodzi, że brzydko, szaro i ponuro.
Ale jako podsumowanie naszej wizyty w Prisztinie, muszę powiedzieć, że cieszę się, że tam pojechaliśmy i że gdybym jeszcze raz miała decydować, to też bym się tam wybrała. Kosowo nie ma jeszcze nawet 20 niepodległych lat. Prisztina szybko musiała podołać roli stolicy. Będąc dzieckiem, pamiętam wiadomości o wojnie w Kosowie. Dzisiaj mam możliwość spokojnie spacerować po tym młodym kraju, być świadkiem tworzącego się państwa. To bardzo doniosłe przeżycie. Dobrze też jest zobaczyć budującą się stolicę, ciekawe jaki charakter przybierze w przyszłości.
Mało jest tutaj przyjezdnych. Jeśli zawita jakiś turysta, to raczej z ciekawości zobaczenia stolicy kraju niż z uwagi na jej atrakcyjność.
W takim razie, gdzie są turyści?
Otóż w pełnym życia, uroczym Prizren, do którego jedziemy.