W nocy była burza, a poranek przywitał nas deszczem. Telefon twierdził, że prawdopodobieństwo opadów deszczu przez cały dzień będzie wynosić ponad 80%.
No cóż, w takim razie nie mamy wyjścia, trzeba iść zwiedzać w deszczu. Przemokniemy, ale nie możemy siedzieć w pokoju. Od razu powiem, że prognoza się nie sprawdziła i przestało padać ok. 11:00 - wystarczyło poczekać :-P No trudno.
Po wyjściu z hotelu, szliśmy promenadą wzdłuż Jeziora Ochrydzkiego.
Macedonia nie ma dostępu do morza, dlatego to właśnie nad Jeziorem Ochrydzkim bije turystyczne serce kraju. Być może to jest też przyczyna, dlaczego tak mało jest lokalnych potraw w restauracjach. My w Polsce też chętniej zamówimy pizze na mieście niż bigos.
Wróćmy do Jeziora Ochrydzkiego, które jest najgłębszym jeziorem na Bałkanach. Malowniczo położone, otoczone pasmami gór jest domem dla endemicznych gatunków ryb i roślin, między innymi pstrąga ochrydzkiego, którego można upolować w restauracjach.
Spacerując brzegiem jeziora w oddali widzimy starówkę Ochrydy. Z tej perspektywy wygląda ładnie, ale raczej jak zwyczajne miasto. Dopiero kiedy wnikamy w kręte uliczki starego miasta dostrzegamy dlaczego została wpisana na listę UNESCO.
Wszystko przez białe, tradycyjne tureckie budownictwo, charakteryzujące się wysuniętym piętrem.
Jeśli ktoś szuka noclegu w tym rejonie, to trzeba liczyć się z tym, że w niektóre miejsca samochodem nie podjedziemy, a jeśli nawet to, nie zaparkujemy.
Nazwa Ochryda pochodzi od słowiańskich słów “vo hrid”, co oznaczało “na wzgórzu” i właśnie to wzgórze usiane białymi domami widoczne jest z oddali.
W strugach deszczu, klucząc po wąskich uliczkach, wciąż pod górkę docieramy do cerkwi św. Jana Teologa w Kaneo. Wchodzimy na punkt widokowy i robimy zdjęcia, podobnie jak miliony ludzi przed nami. To właśnie z tym widokiem powstają wszystkie foldery turystyczne i reklamy Macedonii. Nie ma się co dziwić. Cerkiew na tle jeziora jest przepiękna przy każdej pogodzie, nawet deszczowej. I chociaż widziałam ten kadr na każdej relacji z Macedonii, to na żywo zapiera dech w piersiach.
Decydujemy się na nasz pierwszy posiłek, czyli śniadanio-obiad. To dobra pora na skorzystanie z restauracji, ponieważ o tak wczesnej godzinie jest pusto, nikt nie pali i jesteśmy dość szybko obsługiwani.
Wybieramy restaurację przy cerkwi św. Zofii, tutaj znajdujemy całkiem sporo lokalnych specjałów.
Zaczynamy od szopskiej sałaty, którą już kiedyś jedliśmy, ale ta w Macedonii podawana z serem solankowym smakuje przepysznie. Do tego tawcze grawcze - fasolka w sosie pomidorowym oraz tavę. Tava to rodzaj gulaszu. Jest to mięso zapiekane w glinianych naczyniach. Tavy mogą być różne, ale zawsze podawane są w gorących półmiskach. Na deser tort ochrydzki oraz kadaif, czyli ciasto serowe. Ale nie chodzi tutaj o sernik. Mi bardziej kojarzy się z baklawą, a smak sera jest ledwo wyczuwalny.
Jedzenie było pyszne, zjedliśmy w spokoju, ciesząc się pięknym widokiem na cerkiew św. Zofii.
Po posiłku wróciliśmy po nasze auto i pojechaliśmy zobaczyć inne atrakcje, zlokalizowane nad jeziorem.