Kiedy tylko wjechaliśmy do Budvy, od razu dało się zauważyć, że to klasyczne miasto tętniące życiem turystycznym. Liczne hotele, knajpy, stoiska, biura turystyczne, kluby, sklepy z pamiątkami. Do Budvy przybywają turyści, którzy traktują miasto jako bazę wypadową, ale też ci, którzy przyjeżdżają tu aby się “osiedlić”, spacerować, wypoczywać na plaży, jeść i leniuchować.
Budva liczy ponad 2500 lat! Chociaż nie wygląda na swoje lata :)
Jedna z wersji mówi, o tym, że nazwa miasta wywodzi się z greckiego słowa "Bouthoe" które pochodzi podobno od słowa "boutos" oznaczającego oregano. Według innej wersji takie imię nosiła krowa, którą przyciągnęła wóz herosa Kadmosa i jego żony Harmonii do kraju Ilirów.
Trzęsienie ziemi z 1979 roku poważnie zniszczyło całe miasto. Odbudowa Budvy trwała około 10 lat. Aby miasto było bardziej atrakcyjne dla turystów, przy okazji odbudowy władze usunęły większość państwowych instytucji.
Budva chociaż jest bardzo ładnym miastem, daleko jej do uroku i klimatycznego piękna Kotoru. Przed wyjazdem rozważaliśmy, czy nie osiedlić się w Budvie, łatwiej tutaj o nocleg i transport w różne rejony, ale będąc w Budvie pomyśleliśmy o naszym widoku z pokoju w Kotorze. Nie zamienilibyśmy go na nic innego. Budva jest to po prostu modny kurort, chociaż z przepięknymi plażami i unikatową starówką.
Tymczasem oczywiście padało w najlepsze.
Umawiamy się z kierowcą, że biegniemy zobaczyć Stare Miasto i wracamy za około 30 min.
Kiedy tylko przekroczyliśmy bramę starówki, Paweł stwierdził, że idzie zjeść pizzę, a potem mnie znajdzie.
Ja pobiegłam robić zdjęcia i rzeczywiście okazało się, że dość szybko można zobaczyć całe Stare Miasto. Pomimo niewielkich rozmiarów, za murami starego miasta pochodzącymi z XV wieku, znajduje się 5 świątyń.
Przeważnie turyści potrzebują około godziny na zwiedzanie starówki. Ja się wyrobiłam w jakieś 30 minut, ale biegałam zupełnie pustymi uliczkami, więc to była ekspresowa trasa :P
Nie mogę powiedzieć, że delektowałam się tym spacerem, skoro ciągle musiałam przecierać okulary i chronić telefon, ale z czasem chlupotanie w butach stało mi się zupełnie obojętne.
Mimo wszystko cieszyłam się, że byliśmy na starówce w Budvie.
Wróciliśmy do auta, nasz kierowca chyba ponownie skusił się na rakiję, bo jego spojrzenie jakieś takie mniej bystre niż rano.
Chciałam już jak najszybciej znaleźć się z powrotem w suchym mieszkaniu. Nie czułam się zbyt bezpiecznie. Paweł po drodze zasnął, a ja siedziałam spięta, zastanawiając się, ileż to kieliszków dzisiaj stuknęło panu kierowcy…
Drogi Czytelniku, uspokoję Cię, dojechaliśmy cali i zdrowi.
Podsumowując, mimo wszystko cieszę się, że mieliśmy tę wycieczkę wykupioną, ponieważ padało niemal przez cały dzień i na pewno sami nigdzie byśmy się nie wybrali, a już na pewno nie w taką daleką drogę. Także chociaż czuliśmy ogromny żal, że nie widzieliśmy tego słynnego widoku z Lovcen, to i tak było warto.
Mniej więcej w okolicach 16:00 przestało lać, ruszyliśmy zatem na spokojnie pospacerować po Kotorze. Najpierw ja sama, potem dołączył Paweł, ale o tym, w następnym odcinku, ponieważ ten dzień jeszcze się nie skończył.