Na lotnisku szybko zauważamy, że nikt nie chodzi w maseczkach. Na początek idziemy zapytać o samochody na wtorek i środę. Udaje nam się zarezerwować auto za prawie 1000 zł na dwa dni. Niestety ponieważ nie mamy karty kredytowej musimy zapłacić depozyt na 400 euro, który zwrócą w ciągu 40 dni. To sporo, ale nie mamy innego wyjścia (oby rzeczywiście zwrócili bez problemu).
Jedziemy do centrum pociągiem, nie ma jeszcze południa. Mamy kilka godzin do zameldowania. Ledwie wychodzimy z dworca w centrum Amsterdamu rzucają nam się w oczy oferty na rejs po kanałach. No jasne, że idziemy! Nie tylko pięknie rozpoczniemy zwiedzanie, ale również przez najbliższą godzinę nie musimy nosić plecaków. Z racji wirusa, co drugie stoliki są wolne, więc jest mnóstwo miejsca. Siedzimy w słońcu i podziwiamy Amsterdam z pokładu ślicznego stateczku. Podczas rejsu oglądamy kamienice oraz słynne domki na wodzie. Niektóre wyglądają naprawdę zachwycająco.
Po rejsie ruszamy do naszego hostelu, idziemy blisko godzinę, na szczęście pozwalają nam się zameldować przed czasem. Pokój chociaż czysty i schludny to jednak przeraźliwie nudny, jest przeznaczony dla 6 osób, są łóżka piętrowe, szafki, zimna posadzka, a sam hostel to przerobiona dawna szkoła. Nic tu po nas. Zrzucamy plecaki i wracamy z powrotem 40 minut do centrum.
Na terenie Amsterdamu znajdują się 4 młyny. Jeden z nich, De Gooyer jest zlokalizowany tuż obok naszego hostelu, to najwyższy młyn w Holandii. Tuż obok znajduje się mały browar, którego symbolem jest struś: Brouwerij. Kiedy wieczorem w hostelu zamówimy kolację, Paweł zapyta: A czy to piwo jest lokalne? A pani: “O tak, nawet bardzo, produkują je za rogiem…” Także lokalne piwo zaliczone.
Ale wracając do naszego spaceru. Tego dnia odwiedziliśmy największy amsterdamski park Vondelpark, gdzie skusilismy się na kanapki z budy. Pięknie Holendrzy korzystają z dobroci natury. Chociaż w parku było mnóstwo ludzi, tu i ówdzie ktoś organizował urodziny to jednak było czyściutko. Ludzie przynosili ze sobą worki na śmieci i wszystko dokładnie sprzątali. Podeszliśmy również pod Muzeum Państwowe - Rijksmuseum, zrobić sobie zdjęcie z kultowym napisem I” amsterdam” - jak się okazało, napisu już nie ma. Władze miasta usunęły go, tłumacząc, że stał się on symbolem komercyjnej turystyki, a oni chcą zachować niepowtarzalny klimat miasta i uchronić przed masową turystyką. Argumenty te są dla mnie zupełnie niezrozumiałe, zwłaszcza kiedy wieczorem zobaczyłam co się dzieje w Dzielnicy Czerwonych Latarni, pomimo że mamy martwy okres w turystyce. No cóż, widocznie napis nie zarabiał…
Odwiedziliśmy główny plan miasta: Dam. Byliśmy zaciekawieni, ponieważ ma on opinię jednego z najbrzydszych głównych placów europejskich, mimo iż znajduje się tutaj Pałac Królewski. Zabawne, ale rzeczywiście brakuje mu charakteru.
I nadszedł wieczór, a wraz z nim wzmożony ruch w Dzielnicy Czerwonych Latarni. Idziemy i my, wiadomo turystycznie trzeba zobaczyć najsłynniejszą atrakcję Amsterdamu, skoro usunęli napis :P
Pierwsze Panie w oknach, które zobaczyliśmy były niewiarygodnie piękne. Wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby domy publiczne robiły rekrutacje, ponieważ tak ładne dziewczyny trudno spotkać nawet na wybiegach. Nie wszystkie były ładne, niektóre były po operacjach, inne wyglądały dziwnie, jak lalki bez mimiki, ale w swoich małych pokoikach z przeszklonymi drzwiami w czerwonej poświacie wyglądały ponętnie. Dziwnie się jednak szło wąskimi uliczkami, gdzie z jednej strony była wystawa pań, a z drugiej mury Kościoła. Dokładnie. Dawniej marynarze wypływali w morze, nie wiedząc czy wrócą, dlatego po chwilach uciechy od razu szli się spowiadać. Jeśli Kościół był zamknięty, za opłatą można było pobrać sobie zaświadczenie o odpuszczeniu grzechów.
Oczywiście paniom nie można robić zdjęć, grozi to oblaniem sikami, pobiciem przez panią lub jej opiekuna bądź zapłaceniem kilkuset euro za zdjęcie. Żadna z tych opcji nas nie interesowała. Ciekawostką natomiast były osoby, które kierowały ruchem w Dzielnicy. ruch na chodnikach był jednostronny i nie można było poruszać się pod prąd.
Umęczeni wrażeniami całego dnia wróciliśmy do hostelu.