Dzień Pawła wyjazdu był straszny. Na duchu podnosiła mnie myśl, że już niedługo połowa wyjazdu będzie za mną. Dopiero połowa…
I chociaż było trudno, to Pawła pobyt nauczył mnie spacerów po okolicy, wystawiania twarzy do słońca, fotografowania palm, jedzenia lodów, których w Polsce nie ma i czytania książek na plaży. Co prawda rzadko, ale zdarzało mi się robić takie chwile relaksu. Brzmi zwyczajnie, prawda? Ale dla mnie to był przełom. Ten radosny nastrój, który mi towarzyszył przez ostatnie 2 tygodnie zostawił po sobie ślad i już w kolejnych dniach rozglądałam się po mojej okolicy z większym zaciekawianiem.
W drugiej połowie wyjazdu największym wydarzeniem była wycieczka na Gibraltar, o której właśnie w tym wpisie opowiem. Wyprawa była zorganizowana przez moją firmę i mogłam ją odbyć w dniu wolnym od pracy. Pod hotel podstawił się autokar z polska pilotką. Także wyprawa była bogata w ciekawostki.
Na szczęście nie czekaliśmy zbyt długo na przekroczenie granicy, a jedyna droga wiedzie przez pas startowy. Akurat żaden samolot nie leciał, ale kiedy wrócę tu z Pawłem, na pewno on tak to zaplanuje, że zobaczymy. Na parkingu przepakowali nas w mniejsze busy i ruszyliśmy na słynną gibraltarską skałę. Kierowca w kluczowych punktach puszczał nagranie z płyty w języku polskim, więc super organizacja dla osób, które nie są zbyt samodzielne w podróży.
Także ja wypoczywałam, rozglądałam się i słuchałam. O ciekawostkach napiszę w kolejnym wpisie.