Droga mija nam spokojnie, miejsce postojowe jest tak ładnie położone, że postanawiamy zjeść drugie śniadanie. I kiedy na powrocie wymienialiśmy „naj” wycieczki, były to jeden z naszych najlepszych posiłków!
Granicę przekraczamy w tunelu wydrążonym pod górą Karawanki, mierzącym 7864 m.
Dojeżdżamy do miejscowości Bled, która słynie z pięknego, małego jeziorka, otoczonego malowniczymi Alpami Julijskimi.
Na środku jeziora znajduje się wysepka z Kościółkiem, do której dopłyniemy dużą łodzią z wioślarzem lub wynajętą łódką. Na wyspie znajdziemy Dzwon Życzeń. Oczywiście trzeba pomyśleć życzenie i uderzyć w niego. Dawniej w miejscu Kościoła była słowiańska świątynia poświęcona bogini miłości o imieniu
Živa. Po przyjęciu chrześcijaństwa świątynię przyjęła imię Wniebowzięcia Maryi Panny.
Ale to nie koniec pocztówkowych widoków w Bledzie. Wzrok przyciąga strzelista skała, która wznosi się 130 metrów nad powierzchnią jeziora. Na jej szczycie zobaczymy Blejski Grad, który według historycznych zapisów jest najstarszym zamkiem w Słowenii. Pierwsza wzmianka pochodzi z 1011 roku.
Legenda opowiada o pewnym możnym zamieszkującym zamek, który nie był zbyt lubiany przez swój lud. Gdy mu się zmarło, jego żona – Poliksena kazała przetopić całe złoto i srebro, aby wykonać dzwon upamiętniający małżonka. Dzwon ten miał ozdabiać dzwonnicę na wysepce. Niestety podczas transportu, rozpętała się burza i łódź zatonęła. Zasmucona Poliksena udała się do Rzymu, aby wstąpić do klasztoru. Gdy papież usłyszał jej historię, nakazał wykonać dzwon i umieścić go na bledskiej wysepce. Znajduje się on tutaj do dzisiejszego dnia i nazywany jest Dzwonem Życzeń. Natomiast z głębin jeziora czasami dobiega głuche bicie zatopionego dzwonu. Ponoć…
Zamek Bledski najpiękniej prezentuje się wtedy, gdy stoimy nad jeziorem, naprzeciwko niego. Widok zapiera dech, o czym przekonamy się następnego ranka.
Zanim Panowie wnieśli wszystkie nasze bagaże na 4 piętro po schodach, rozpakowaliśmy się i zjedliśmy kolację, na dworze zrobiło się ciemno, a pięknie oświetlony Blejski Grad oglądaliśmy z okien naszego mieszkania.
A wieczór spędziliśmy na graniu w planszówki, przekąskach i lokalnych trunkach.