Tego dnia pogoda była przepiękna, więc ochoczo wyruszyliśmy na spacer, zaczęliśmy od wdrapania się na wzgórze i podziwiani panoramy ze wzgórza Letna, gdzie znajduje się Metronom. Tutaj również znaleźliśmy pierwszą praską skrytkę, ukrytą w dziupli (od niedawna jesteśmy fanami geocachingu).
Dalej parkiem poszliśmy w stronę budynku, którego nie widzieliśmy podczas poprzedniej wizyty, czyli do brata naszego Pałacu Kultury – Hotelu International. Spacer był dość długi, ale za to obejrzeliśmy sobie normalną, spokojną Pragę. Metrem wróciliśmy na Plac Wacława i stąd spacerkiem pod zegar Orloj.
Nie mogłam się nadziwić liczbie turystów, w sumie o tak nietypowej porze roku. Co w takim razie musi dziać się latem?! Pod Orlojem nie było jak stanąć, wszędzie były tłumy, wśród nich Pary Młode. Wrażenie był tym większe, że dopiero wróciliśmy z Rygi, która choć piękna, to jednak żyje sobie spokojnie i w nawet 1/10 nie ma tylu turystów co Praga.
Kończyły nam się już pomysły co tu zrobić, z tymi kilkoma popołudniowymi godzinami, więc skierowaliśmy się pod ścianę Johna Lenona, która jakoś nie wywarła na nas szczególnego wrażenia, chociaż i tutaj turystów było sporo. Co ciekawe, Prażanie śmieją się z tej ściany, bo w zasadzie nie wiedzą o co chodzi turystom i czemu tu przychodzą. Natomiast, ja bardzo się cieszę, że tu przyszliśmy, ponieważ po drodze przeszliśmy przeuroczym mostkiem, z którego rozpościerał się cudny widok na kanał. Pocztówka jak z Wenecji.
I już na sam koniec, skusiliśmy się na Muzeum Figur Woskowych. Dość niewielkie, ale mamom się podobało i fotografowały się z każdą statuą.
W ten sposób zrobił nam się wieczór i ostatnia noc w Pradze.