Kiedy rano siedzimy w busie i ruszamy w stronę Kalofjorden, oddychamy z ulgą, wielorybie safari nie zostało odwołane! Po przyjeździe do portu, najpierw słuchamy chwilę o bezpieczeństwie, gatunkach jakie możemy spotkać, są to orki i humbaki, o tym, że orka może nas ochlapać ogonem (ale byłoby super) i o tym jak będziemy ubrani. Cały czas słyszymy, że będziemy płynąć łodzią RiB. Nie wiemy co to znaczy, wiemy tylko, że chodzi o małą łódź. Rozpoczynamy ubieranie. Na nasze spodnie i kurtki, zakładamy grube kombinezony, które są również wodoodporne i mają za zadanie unosić nas na powierzchni w przypadku wywrotki. Na górę jeszcze kamizelki ratunkowe, które pozwolą głowie utrzymać się nad wodą, w razie co… Potężne, ciężkie buty wciągamy na grube wełniane skarpety, 2 pary rękawic, gruba czapka zawiązywana pod brodą, gogle, które mamy zakładać podczas płynięcia i chustki na szyję i nos, które mogliśmy zatrzymać na pamiątkę. Tak ubrani czuliśmy się jak mumie i było nam bardzo gorąco. Ruszyliśmy w stronę przystani. Kiedy zobaczyłam przy jakiej łodzi stanął nasz skipper, zaczęłam piszczeć z radości. To był taki ponton z silnikiem, co oznacza, że sam rejs dostarczy nam niezłej adrenaliny.
Zapraszam po porcję ciekawostek na temat wielorybów oraz szczegółową relację z tej 2-godzinnej przygody:
KLIK