W Bangkoku spędziliśmy pełne dwa dni, trzeciego już wylatywaliśmy. Pierwszy dzień, choć jeszcze czuliśmy się lekko osłabieni, był wypełniony zwiedzaniem. Najpierw za równowartość 30 gr. przepłynęliśmy na drugą stronę Menamu do Świątyni Świtu, Wat Arun, niestety była w remoncie. Cała pokryta jest potłuczoną porcelaną, która służyła jako balast dla chińskich statków.
Później zjedliśmy na trawie niewielki posiłek. Byliśmy nastawieni na jedzenie posiłków z ulicznych straganów, jak w Chiang Mai, ale wcale to nie było takie łatwe. Znaleźć miejsce, gdzie można zjeść, z dala od góry śmieci i zaduchu ze spalin samochodowych. Na szczęście udało się znaleźć takie miejsce w pobliżu rzeki. Odwiedziliśmy kilka świątyń i rzuciliśmy okiem na legendarną Wielką Huśtawkę. Jednak największą przyjemność sprawiło nam wdrapywanie się na Złotą Górę. Wspaniała roślinność, stylizowana na mini dżunglę, gdzieniegdzie posążki a do tego orzeźwiającą mgiełka. Ze szczytu wspaniale widać panoramę Bangkoku. Wracając zajrzeliśmy jeszcze do ogromnego stojącego posagu Buddy. Kolację zjedliśmy na Khao San.
Plan na drugi dzień nie został zrealizowany, mieliśmy zwiedzać Pałac Królewski. Z powodu uroczystości związanych z urodzinami króla cały kompleks nie był możliwy do zwiedzania. Zajrzeliśmy do Wat Pho i przeciskaliśmy się w tłumie między budynkami pałacowego kompleksu. Niestety nie mogliśmy zobaczyć słynnego Szmaragdowego Buddy. Jedynie z daleka zdołaliśmy dojrzeć niewielki posążek. Widać to na filmiku.
Na szczęście dzień zakończyliśmy radośnie, spróbowaliśmy robaków, zrobiliśmy sobie tatuaż, w końcu byliśmy w Bangkoku! I rzeczy najprzyjemniejsza… tajski masaż. Co prawda o relaksie w trakcie można zapomnieć, ale już po wszystkim jest takie uczucie jakby ciało składało się z chmurek.
Po więcej szczegółów i zdjęć zapraszamy tutaj:
KLIKUdało mi się zrobić piąty i ostatni filmik z Tajlandii, tym razem wprost z okrytego sławą, szalonego Bangkoku. Bangkok ma różne oblicza. Najczęściej ludzie uważają, go za ogromny moloch, siedzibę rozpusty, ladyboy-ów, operacji plastycznych i tatuaży robionych w byle szopie, smrodu pochodzącego ze śmieci i rybich odpadków, zaduchu, kurzu, ogromnych mas turystów przepływających przez miasto... no coż, powiedzmy, że to wszystko prawda, ale na naszym filmie jest zupełnie inny Bangkok, przymknęliśmy trochę oko na niedoskonałości miasta i daliśmy mu drugą szansę. To pierwsze spotkanie z "potworem" było dla nas jak kubeł zimnej wody. I musieliśmy się trochę postarać, żeby przekonać się do miasta. Mówi się, że Bangkok albo się pokocha albo znienawidzi... Trudno nam się odnaleźć w tym stwierdzeniu, ponieważ lubimy go i nie lubimy jednocześnie. Na filmiku przedstawiliśmy taki Bangkok, jaki polubiliśmy i jakiego chcielibyśmy pamiętać
Zapraszamy do 8-minutowego filmiku o Bangkoku, widzianego naszymi oczami