Noc, którą mieliśmy za sobą była okrutna. Podejrzewamy o to środek na komary z deet-em, ponieważ jak później przeczytaliśmy, środek ten na spoconej skórze, może się wchłaniać i powodować różne efekty uboczne, Nasze efekty uboczne to była naprzemienna bieganina do łazienki. Noc okrutna, poranek jeszcze gorszy. a czekał nas cały dzień podróży, ponieważ na koniec naszego pobytu w Tajlandii mieliśmy spędzić 3 dni w Bangkoku. Gdy poszliśmy się wymeldować, Paweł czuł się tak źle, że zaczął mówić, że nie da rady i żebyśmy zrezygnowali z podróży tego dnia. Trochę podejrzewałam, że mówi tak, bo chce wyszarpać jeszcze jeden dzień na wyspie, ale wystarczył rzut oka na niego, żeby ocenić, że rzeczywiście nie jest dobrze. Ja czułam się okropnie, ale przynajmniej mogłam chodzić i mówić. Obsługa hotelu natychmiast zareagowała. Kazali nam zjeść banany i popić wrzątkiem. Potem dostaliśmy jeszcze 3 proszki, niewiadomego pochodzenia. Nasze nie działały, więc cóż nam pozostało jak nie zaufać im.
Proszki pomogły na tyle, że byliśmy w stanie wsiąść na łódkę. W centrum Phi Phi czekaliśmy na prom do Krabi. Dwie godziny spędziliśmy leżąc plackiem na plaży. Tam nam było dobrze.
Na promie już nie było dobrze. Niby senność, ale zasnąć nie można, potworny ból głowy, brzucha i to okropne zmęczenie. Potem w samolocie nie było wcale lepiej. Ja zjadłam pół kanapki, bo chwilowo się trochę lepiej poczułam, ale zaraz potem znów fatalnie.
Gdy wreszcie wylądowaliśmy w Bangkoku, czekaliśmy prawie godzinę na taksówkę. Baliśmy się jechać kolejką, ponieważ nie mieliśmy siły nosić plecaków i byliśmy przewrażliwieni na wszelkie zapachy. A Bangkok tutaj akurat ma pole do popisu....
Kiedy wreszcie dostaliśmy numerek z miejscem, gdzie czekała taksówka, znów zapadliśmy w letarg.
Wreszcie ok. 16.00 - hotel... CUDOWNIE... czysto, bezzapachowo, cisza, klimatyzacja, wreszcie komfort. Nie trzeba niczego szukać, nosić, pilnować łazienki, można tylko trwać w stanie odrętwienia, budzić się co chwila i zasypiać. Ten dzień był dniem można powiedzieć straconym, jeśli chodzi o zwiedzanie. Ale nigdy nie zapomnimy jak cudownie było wejść do tego pokoju...
Dziś nawet tego nie żałujemy. Gdybyśmy się nie zatruli, nie poznalibyśmy tego cudownego uczucia ulgi, spokoju i komfortu po wejściu do pokoju, tylko od razu by nas goniło. A tak musieliśmy przystanąć na chwilę i złapać oddech.
Hmm... z oczywistych względów, SMS-a z tego dnia nie ma :)