Kolejny punkt to
Bazylika Św. Pawła za Murami , która swoimi ogromnymi rozmiarami, po prostu musi wywrzeć silne wrażenie.
Nasza wycieczka była już porządnie zmęczona. Plan był taki. Wracamy metrem do Termini, stamtąd autobusem w okolice Panteonu. Zwiedzamy Panteon i idziemy jeść. Niestety, z racji maratonu, autobus pojechał w zupełnie inną stronę, omijając cały „stary Rzym”. Wysiedliśmy przy Villa Borghese, skąd metrem dojechaliśmy do Placu Barberini. I spacer do Panteonu. Pawła babcia już się nie mogła doczekać pizzy, wiec w restauracji pełnia szczęścia u wszystkich.
Później złośliwie zaprowadziliśmy ich do lodziarni ze 150 smakami lodów. Mój tata od razu się poddał, usiadł i powiedział, że chce to co mama. Reszta dzielnie walczyła przy ladzie. Trudno zdecydować się tylko na 3 smaki.
Powoli ruszyliśmy na przystanek autobusowy przy Torre Argentina, modląc się, żeby coś przyjechało. Udało się. Przyjechał nasz autobus. W mieszkaniu byliśmy w miarę wcześnie, w porównaniu, do poprzedniego dnia, bo już po 22.00. Ale nasi podróżnicy…. zdjęcia najlepiej to oddają. :):):):)
Przynajmniej wiem, że poczuli to samo co ja kocham w podróżowaniu. Ten cudowny stan, kiedy z ogromnym zmęczeniem kładziesz się do łózka, wiedząc, że wykorzystałeś dzień maksymalnie i nie utraciłeś nawet jednej minuty.