Wstaliśmy bardzo wcześnie. Planowaliśmy z Pawłem skoczyć do jakieś sklepu i kupić pieczywo. Cała nasza grupa chciała wcześnie rano wyruszyć na zwiedzanie. Niestety, pogoda była okropna, a Paweł sprawdził w Internecie, że Carrefour dopiero od 8.30. Zrobiliśmy więc śniadanie z tego co mieliśmy. Resztki kanapek, przywiezionych z Polski, wafle ryżowe i maca czosnkowa. Nadkładaliśmy ogromną ilością kabanosów i wędliny. Wreszcie wszyscy się nasyciliśmy i wyruszyliśmy w stronę Watykanu. Na szczęście mama Pawła wzięła aż trzy parasolki. Ku mojemu zdziwieniu przeszły przez odprawę w bagażu podręcznym.
To co udało nam się uniknąć w październiku, dosięgło nas teraz. Ogromna kolejka do Bazyliki św. Piotra. Staliśmy około 40 minut. To długo, ale gdybyśmy przyszli pół godziny później, byłoby jeszcze gorzej.
ciąg dalszy klik Spacerowaliśmy długo po Bazylice i Grotach. Wydaje mi się, że wreszcie udało nam się znaleźć płytkę z długością Bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Długość się zgadza 103,5. Nazwa Gedanensis też wydaje się najbardziej podobna ze wszystkich wymienionych. Czyżby to wreszcie była ta? Poprzednim razem szukaliśmy jej dwa razy. Może teraz się udało?
Po zwiedzaniu Bazyliki mieliśmy jeszcze około 20 minut do Anioła Pańskiego, więc poszliśmy kupić pamiątki. Ku naszej radości przestało padać i powoli zaczęło pojawiać się słońce Wróciliśmy idealnie na Anioł Pański. Ogromne wzruszenie, tego nie da się opisać, nawet nie będę próbować. Ja to przeżyłam po raz drugi i zrobiło na mnie nie mniejsze wrażenie.
Kolejny punkt, jaki zaplanowaliśmy to było Koloseum. Miało być łatwo. Wystarczy wsiąść w metro i wysiąść pod samym amfiteatrem. Niestety w Rzymie akurat odbywał się maraton, w związku z czym część ulic była zamknięta, autobusy miały pozmieniane trasy i nie jeździły zgodnie z rozkładem, o czym mieliśmy się jeszcze wielokrotnie przekonać tego dnia.
Aby dostać się do Koloseum musieliśmy przeciągnąć naszą rodzinkę spory kawałek. Po sesji zdjęciowej pod tym dziełem sztuki rzymskich architektów, czekaliśmy chwilę na autobus, który oczywiście nie przyjechał. Podreptaliśmy więc powolutku do kolejnej stacji metra Circo Massimo. Bo bliżej nam było, niż wracać z powrotem pod górę do stacji Colosseo. I tam pozwoliliśmy, żeby nasi dzielni spacerowicze odetchnęli przy pysznym cappuccino i słodkich rogalikach z widokiem na Palatyn. Byliśmy tutaj w październiku, więc mieliśmy pewność, że będzie pysznie. Ach, jak ja za tym tęskniłam! I jestem pewna, że nasi też zatęsknią…