Kiedy już kupiliśmy pamiątki dla wszystkich, ja nadal nie miałam nic na swoją półkę z pamiątkami. Zawsze staram się kupować coś co nie tyle kojarzy się z danym miejscem, ale z tym czego doświadczyliśmy. Trudno było mi coś znaleźć. Odnieśliśmy zakupy do hotelu i wróciliśmy z powrotem w okolice Panteonu.
Postanowiliśmy zjeść po raz ostatni lody, ale nie w pierwszej lepszej lodziarni. Musieliśmy trafić do
Della Palmy. Jest to wyjątkowe miejsce, ponieważ ma w swojej ofercie 150 smaków lodów, w tym kilka smaków lodów sojowych. Wybrać 3 smaki w tym bogactwie, to dopiero wyzwanie. Oprócz lodów owocowych, były jeszcze lody o smaku chyba wszystkich znanych batonów, kilka odmian lodów czekoladowych, np. czekolada z ostrymi papryczkami, lody o smaku, whiskey, rumu czy bazylii. A może gruszka z serem lub lawendowe, ryżowe czy oliwne? Poczułam się taka nieszczęśliwa. No które wybrać???
Po lodach ruszyliśmy zobaczyć jeszcze jeden rzymski Kościół. Był to
Chiesa di Santa Maria sopra Minerva. W Kościele znajdują się groby 3 Polaków. Bez trudu dostrzeżemy, po co przychodzą tu zwiedzający. Po lewej stronie ołtarza znajduje się rzeźba Michała Anioła: Chrystus Zmartwychwstały. Ponoć sam artysta był bardzo niezadowolony z tej rzeźby. Nie zmienia to faktu, że to JEGO rzeźba i właśnie dla niej przychodzą tu wszyscy odwiedzający. Myślę, że każdego razi złota opaska, zupełnie nie pasująca do kompozycji. Jeszcze gdyby była z tego samego kamienia co rzeźba, ale złota?!
Tutaj znajduje się również grób św. Katarzyny Sieneńskiej. Warto tam podejść, nie tylko z powodu samego grobu świętej, ale stojąc przodem do Kościoła możemy w pełni docenić jego piękny. Sufit jest dosłownie niebiański. To co jeszcze przyciąga uwagę to obelisk znajdujący się przed Kościołem. Obelisk dźwiga słonik, będący dziełem Berniniego.
Ruszyliśmy w stronę naszej restauracji na ostatnią kolację. Po drodze trafiliśmy na plac przed Panteonem, a tutaj czekała nas prawdziwa niespodzianka, która dodała magii naszej wycieczce.
Pod Panteonem codziennie grał ktoś inny, czasami był to gitarzysta, czasami wiolonczelista itp. Dzisiejszy występ spodobał nam się szczególnie. Mieliśmy okazję posłuchać śpiewu pana Antonia Nicolosi, włoskiego tenora. To było tak przejmujące doświadczenie, że aż zabrakło mi słów. Śpiewał wspaniale, za plecami mając Panteon. To była nasza wisienka na torcie. Czułam, że nasza podróż jest spełniona, a jako pamiątkę przywiozłam jego płytę. To była taka pamiątka, jakiej potrzebowałam.
Nasza ostatnia kolacja w Rzymie, ostatni gratisowy szampan, ostatnia pizza i ostatnie lody. Tym razem nie skusiłam się na cytrynowego drinka. Szampan w zupełności wystarczył. Naszym przemiłym kelnerom do rachunku wsunęliśmy liścik z podziękowaniami. Bo rzeczywiście jedliśmy u nich pysznie, czuliśmy się swobodnie, a kiedy zaczęli nas poznawać, witali się z nami, jak ze starymi znajomymi, tym swoim przeciągłym ciaaaaao. Do hotelu wróciliśmy spacerkiem. Ostatni nasz 40 minutowy spacer po nocnym Rzymie.