Już po czterech godzinach snu zadzwonił budzik. No cóż, trzeba ruszyć na kolację i na wieczorny spacer. Tym razem bez bagaży i bez zmęczenia.
Najpierw odwiedziliśmy
Piazza del Popolo, na którym w otoczeniu fontanny stoi obelisk Flaminio, liczący ponad 3000 lat, sprowadzony przez Oktawiana Augusta. Plac ozdabiają podobne do siebie Kościoły projektu Berniniego i Fontany. Nas jednak w to miejsce sprowadziło inne dzieło Berniniego, mianowicie rzeźba Habakuk i Anioł, znajdująca się w kaplicy Chigich w Kościele Santa Maria del Popolo. Dan Brown w swojej powieści właśnie tu umieścił pierwszy Ołtarz Nauki. Niestety kaplica Chigich była akurat w remoncie, ale udało się podejrzeć rzeźbę Berniniego. Kościół jest bogaty również w inne dzieła sztuki, m.in. obrazy Caravaggia:
Ukrzyżowanie Św. Piotra oraz
Nawrócenie św. Pawła w drodze do Damaszku.
Kolejny przystanek do słynne
Schody Hiszpańskie. Tutaj odbywają się pokazy, koncerty, kręci się filmy… Tutaj też się siada, aby poczuć rzymski klima. Schody zostały zaprojektowane tak, aby odzwierciedlały ruch morskich fal. W dole fontanna La Barcaccia, która jest dziełem ojca i syna Berninich. Na zdjęciach schody są najczęściej ozdobione kwiatami, pięknie oświetlone, klimatyczne... Wszystko to zachęca, aby śladem innych przyjść w to miejsce, przysiąść i odpocząć chwilę. Przynajmniej w teorii. W rzeczywistości roi się tutaj od sprzedawców chustek, idiotycznych laserków, świecidełek, róż czy długopisów. Najchętniej bym ominęła to miejsce. Postanowiłam dać jednak szansę schodom i usiadłam na nich. Co nie było takie proste, ponieważ należało znaleźć sobie jakiś skrawek wolny od śmieci i nie klejący się od rozlanego piwa… Nawet kiedy próbowałam ignorować dym papierosów i nagabywania, nie poczułam nic niezwykłego… Ech… chodźmy dalej…
Weszliśmy do małej knajpki na pizze, tym razem wypiekaną, nie odgrzewaną. Była smaczna, ale nie na tyle, żeby powalić nas na kolana. I tutaj mała dygresja… Nasza rzymska historia wyglądała tak, że nie od razu spodobało nam się to miasto. I chociaż wydaje się, że wszystko widzę w ciemnych barwach, to jednak każdy kolejny dzień był coraz wspanialszy, aż w końcu zakochaliśmy się w Rzymie po uszy. I tak ta pierwsza pizza była raczej przeciętna, ale już kolejne… mmm…
Po pizzy zatrzymaliśmy się chwilę na
Piazza Barberini z uroczą Fontanną Trytona (bóstwo pół-człowiek, pół-ryba). W rogu placu znajduje się troszkę zapomniana Fontanna Pszczół. Te pracowite stworzenia są symbolem rodu Barberinich. Fontanna dawniej służyła jako poidło dla koni. Szkoda, że nie dba się o nią, tak jak o fontannę Trytona, bo mi bardzo się spodobała. Obie zostały zaprojektowane przez Berniniego.
Tego dnia zobaczyliśmy jeszcze dwie wspaniałe fontanny. Pierwsza z nich to najsłynniejsza rzymska fontanna, czyli
di Trevi. Niestety obecnie w remoncie, który rozpoczął się w lipcu b.r. i ma potrwać 1,5 roku. Nad basenem ustawiono kładkę, dzięki czemu można podejść blisko rzeźb. Zawsze to jakieś ukojenie rozczarowania tysięcy turystów. Nawet poprzez rusztowania widać, że fontanna musi być piękna.
Kolejny cel zrobił na nas takie wrażenie jakie powinien, czyli zachwycił. Na
Piazza Navona są trzy fontanny. Jednak dwie, choć piękne, nikną przy znajdującej się pośrodku wspaniałej Fontannie Czterech Rzek, projektu Berniniego. Tutaj również Dan Brown umiejscowił jeden z Ołtarzy Nauki. Fontanna przedstawia cztery główne rzeki z czterech znanych wówczas kontynentów: Ganges, Rio de la Plata, Dunaj i Nil, który ma zasłonięte oczy, z powodu nieznajomości źródła rzeki. Nad całością góruje obelisk z gołębicą – symbolem rodu Pamphili. To co urzeka w fontannie to dbałość o szczegóły. Postacie rzek są piękne, ale oprócz nich mamy jeszcze wiele innych ciekawych detali. Mamy węża, konia, lwa, palmę i krokodyla. Moje serce zdobył właśnie ów krokodyl. O ile to jest krokodyl! Bardziej przypomina smoka, chociaż patrząc z przodu wygląda jak kaczka, która daje buziaka. :)
Sam Piazza Navona należy do najpiękniejszych placów świata. Powstał na zarysach stadionu Domicjana z 86 r. Cóż mogę dodać. Na tym placu naprawdę jest pięknie.