Kiedy już pozbyliśmy się walizki, metro zaczęło jeździć, a słońce pojawiło się na horyzoncie, podjechaliśmy metrem do stacji Piramide, a stamtąd kolejką do Ostii Antici.
Przybyliśmy tu pół godziny za wcześnie. Musieliśmy czekać na otwarcie kasy. I w tym momencie dopadł mnie kryzys. Nie dawałam sobie rady z obezwładniającą mnie potrzebą snu. Na szczęście, tuż po przekroczeniu bramki, uczucia zmęczenia ustąpiło miejsca zaciekawieniu, a słoneczny dzień przyjemnie rozbudzał.
W czasach antycznych Ostia była ważnym miastem portowym, położonym u ujścia Tybru do Morza Tyrreńskiego. Od starożytności linia brzegowa uległa zmianie i obecnie Ostia leży ok. 3 km od plaży. Znajdują się tu największe we Włoszech ruiny świata antycznego.
Na podstawie ruin trudno sobie wyobrazić jak w starożytności wyglądało to miasto. Jednak niektóre fragmenty zachowały się bardzo dobrze. Należy do nich antyczny teatr z II wieku, mieszczący ok. 4000 widzów. Rzeczywiście zrobił na nas największe wrażenie.
Po ruinach spacerowaliśmy około 2 godzin. Kiedy szliśmy do kolejki i wracaliśmy do centrum Rzymu nasze samopoczucie ponownie spadało w dół.
Odebraliśmy nasz bagaż z poczekalni, wsiedliśmy w metro i pojechaliśmy w okolice naszego hotelu. Mieliśmy jeszcze około 30 minut do zakwaterowania, więc wstąpiliśmy na pizzę. Tym razem skorzystaliśmy z szybkiej i taniej wersji pizzy, czyli podgrzewanie już gotowych kawałków. Średnio smaczne, ale chcieliśmy coś na szybko.
Wreszcie przyszedł czas na hotel. Po szybkim prysznicu potrzebowałam pół minuty, żeby zasnąć snem kamiennym.