Wpis będzie bez zdjęć, ponieważ dziś byliśmy na Niewidzialnej Wystawie.
W Warszawie podobnie jak w Budapeszcie i Pradze zorganizowana została wystawa mająca na celu przybliżenia osobom pełnosprawnym świata osób niewidzących. Pierwowzorem tego typu przedsięwzięć było pewne kochające się małżeństwo. Kiedy mąż oślepł, jego żona pragnąc zrozumieć w jakiej jest sytuacji wyciemniła cały dom. I tak sobie żyli przez kilka tygodni. Ich spostrzeżenia okazały się tak ciekawe, że postanowili podzielić się tym, czego doświadczyli i zorganizowali wystawę, która znalazła swoich naśladowców w wielu zakątkach świata.
Dziś mieliśmy przyjemność przeżyć takie doświadczenie. Niestety nie mogę zdradzić szczegółów, żeby nie popsuć przeżyć osób które chcą się tam wybrać, powiem tylko że to było niezwykłe. Zupełna ciemność, przechodziliśmy przez różne pomieszczenia wypełnione przedmiotami i dźwiękami, zdani tylko na przewodnika, którym zawsze jest osoba niewidząca lub słabowidząca.
Przejście przez 5 pomieszczeń zajęło nam ponad godzinę, nie mogliśmy w to uwierzyć, że tak wolno się poruszaliśmy. Dowiedzieliśmy się również w jaki sposób pomagać osobom niewidzącym aby im nie zaszkodzić.
Teraz kiedy jestem kilka godzin po wystawie, żałuję trochę mojego nastawienia. Kiedy otoczyła nas zupełna ciemność, głos przewodnika dobiegał z nieokreślonego miejsca, a ja nie wiedziałam co się znajduje kilkanaście centymetrów przede mną poczułam, że zaczyna ogarniać mnie panika i chciałam jak najszybciej wyjść z tych pomieszczeń. Dlatego dreptałam przed siebie nie starając zidentyfikować przedmiotów które się tam znajdowały. Myślałam tylko o tym, aby jak najszybciej wydostać się z tych ciemności, czuła się bezbronna, ta ciemność mnie otaczała i przygniatała. To był błąd. Rozluźniłam się dopiero w czwartym pomieszczeniu, podniosłam głowę, opuściłam spięte ramiona. Zaczęłam szukać detali, sięgałam nad sobą, kucałam, cieszyłam się dotykiem i dźwiękami, pozwoliłam aby głos przewodnika poprowadził mnie w świecie ciemności. Już nie chciałam wychodzić, chciałam wrócić do poprzednich pomieszczeń, bo czułam że przegapiłam wiele rekwizytów.
Nie wszyscy mieli takie nastawienie. Inni byli bardziej dzielni i ciekawscy. Mama Pawła nie tylko szła odważnie jako pierwsza, ale też pewnie maszerowała do przodu i odkrywała przedmioty, których ja nie namierzyła, co z resztą nieraz kosztowało ją wpadaniem na różne przeszkody, ale za to "zobaczyła" więcej niż ja.
Przewodnik był człowiekiem o rewelacyjnym poczuciu humoru. Używał zwrotów typu: "Spójrzcie co jest w wiadrze." albo "I co? Jest na czym zawiesić oko."
Dla tych którzy chcieliby się wybrać na Niewidzialną Wystawę w Warszawie, bądź w innym miejsc na świecie mogę podpowiedzieć, żeby nie poddali się panice tak jak ja, ale odważnie zaufali przewodnikowi i dali szansę swoim pozostałym zmysłom. Świat wygląda wtedy inaczej.