Lotnisko w Zurychu jest ogromne, ale wygodnie połączone komunikacją z centrum miasta. My decydujemy się na pociąg. Nie do końca pewni, czy kupiliśmy dobre bilety, po 30 minutach dojeżdżamy do stacji Edge.
Naprzeciwko dworca znajduje się nasz hotel, tuż obok siedziby FIFY.
Nasz hotel w środku wyglądał niesamowicie. Nigdy nie przypuszczałam, że będąc w Szwajcarii będę spać w takim hotelu. Celowałam raczej w niskobudżetowy pokój wieloosobowy. Tymczasem Pawłowi udało się znaleźć fajną ofertę na Black Friday, dzięki czemu śpimy w fajnym hotelu, w super lokalizacji, blisko centrum.
Chociaż zmęczenie daje się we znaki, nawet po tak krótkiej podróży, wychodzimy na nocny spacer po Zurychu. Temperatura na zewnątrz to jedyne - 4 stopnie, także całkiem przyjemnie jak na styczeń.
Podziwialiśmy szczyty Alp odbijające się w Jeziorze Zuryskim oraz najeżoną wieżami panoramę miasta nad rzeką Limmat, która właśnie w jeziorze ma swoje źródło.
Do pokoju wróciliśmy o północy.