Po wylądowaniu chcemy kupić bilety na komunikację miejską. Szybko orientujemy się, że w Wielkiej Brytani płaci się głównie kartą. Nawet w kawiarni za kanapkę nie chcieli od nas przyjąć gotówki. Martwiliśmy się nawet, czy uda nam się wydać funty, które wymieniliśmy.
Na szczęście w naszym noclegu przyjęli od nas gotówkę.
Kupiliśmy bilety jednodniowe, które zerują się o północy,
Podobno najbardziej opłaca się karta oyster, którą doładowuje się jak telefon, ale nie chcieliśmy się tym zajmować i głowić. Kupienie biletów jednodniowych było znacznie prostsze. Mamy bilety, jedziemy do centrum Londynu.
Przyznam się już na samym początku: jestem fanką Harrego Pottera. Po prostu uwielbiam ten magiczny świat.
Dlatego w Londynie szukałam też miejsc, związanych z Harrym Potterem.
Na początek dworzec Kings Croos i peron 9 i ¾.
Co ciekawe początkowo miejsce to faktycznie znajdowało się między peronami, ale z uwagi zbierającego się tłumu, postanowiono w głównej hali umieścić tabliczkę i wózek.
Oczywiście, zdawałam sobie sprawę, że stanie prawie godzinę w kolejce do zdjęcia ze ścianą jest totalnie nielogiczne i absurdalne, ale nie mogłam się powstrzymać.
Paweł kpił ze mnie przez cały ten czas, a kiedy zobaczył, jak wyciągam z plecaka okulary Harrego Pottera parsknął śmiechem.
Przeszło mu dopiero, kiedy zobaczył dorosłe osoby przebrane za Czarodziejów spacerujące sobie jak gdyby nigdy nic po dworcu.
Z resztą w kolejce byli głównie dorośli. Ludzie z całego świata, różne narodowości. Część z nich miała szaliki Gryffindoru (też muszę sobie taki sprawić).
Przy tabliczce mamy profesjonalnego fotografa oraz pana, który podrzuca szalik, tak aby się wyglądało jak w biegu. Można też robić zdjęcia swoim telefonem, póki co bezpłatnie.
Wyjście z kolejki prowadziło oczywiście przez sklep.
Ale cóż to był za sklep! Cały czas chodziłam z otwartą buzią. Super jest to, że nie było zakazu fotografowania. Wszystko było takie piękne i urocze.
Paweł kupił mi w prezencie długopis w kształcie różdżki, a ja zakupiłam bezalkoholowy napój, zwany piwem kremowym.
Z Dworca Kings Cross pojechaliśmy do monumentalnej Katedry św. Pawła. Jej budowę ukończono w 1710 roku po 35 latach budowy.
To jeden z najbardziej znanych kościołów anglikańskich Wielkiej Brytanii.
Mierzy 158 metrów długości, 75 metrów szerokości, a w najwyższym miejscu ma 111 metrów wysokości. Jej charakterystyczna kopuła ma średnicę 34 metrów. Katedra jest potężna.
W środku można zwiedzać przestrzenie zwane galeriami. Dla przykładu mamy Stone Gallery, skąd można podziwiać widok na Tamizę czy też Whispering Gallery z doskonałą akustyką. Tutaj możliwe jest porozumiewanie się szeptem z odległości nawet 30 metrów.
Kolejnym ciekawym obiektem są potężne organy składające się z 189 rzędów piszczałek.
Od 1127 r. w katedrze funkcjonuje chór. Może uda się dotrzeć na niedzielną mszę z chórem podczas naszej styczniowej wizyty. Kto wie… Będziemy próbować.
W katedrze odbyło się wiele ważnych uroczystości, np. pogrzeby takich osób jak admirała Nelsona, księcia Wellingtona, Winstona Churchilla i Margaret Thatcher oraz ślub księcia Karola Windsora i lady Diany Spencer.
Tym razem nie weszliśmy do środka katedry, ale może uda się następnym razem.