Efekt jojo…
Stan, w którym obecnie przebywamy, kojarzy mi się z efektem jojo. Kiedy człowiek przez długi czas jest na diecie i w końcu daje sobie z tym wszystkim spokój, zaczyna jeść w sposób niepohamowany, nie mogąc się nasycić tymi wszystkimi pysznościami, których sobie odmawiał…
Podobnie my dzisiaj po dwóch latach przerwy, nie możemy nasycić się podróżami. Szczęśliwi z powodu na nowo otwartych możliwości, łapczywie chwytamy się każdej możliwości podróży. Od początku roku 2023 to będzie nasza 3 podróż, a czwarte nowe państwo. I to nie koniec planów na ten rok!
Przyszła pora na Turcję, nasze 40 państwo. Cóż za piękna liczba! Podróż odbyła się dzięki Pawła mamie i jej marzeniom o Turcji.
Tym razem jest inaczej. Nie tylko dlatego, że lecimy z Pawła rodzicami, ale również dlatego, że rezygnujemy z samodzielnego eksplorowania kraju na rzecz oferty z biura podróży.
Uwielbiam, kiedy zakładamy plecaki, sami wszystko planujemy, czytamy przewodniki, blogi, odkrywamy, zastanawiamy się, gdzie spać, co zjeść, na miejscu zwiedzamy swoim tempem, błądząc, pędząc przed siebie lub zwalniając.
Dlaczego zatem biuro podróży?
Głównie dlatego, że mają świetny program. W tydzień nie dalibyśmy rady zobaczyć tego wszystkiego, co jest w programie w tak niskiej cenie. A nawet gdybyśmy próbowali, to Paweł umęczyłby się za kierownicą, spędzając kilka godzin dziennie, przemierzając setki kilometrów. Zatem po rozważeniu wszelkich za i przeciw, decyzja zapadła.
Komfortowo, z opieką, przewodnikiem, bez większych przygotowań. Wycieczka wymagająca, bo codziennie śpimy w innym miejscu, a najdłuższa trasa dzienna to 520 km, ale dzięki temu przemierzamy Turcję od Antalyi do Stambułu przez Pamukkale, Bursę, Ankarę i Kapadocję. Program naszpikowany ciekawymi przystankami z najważniejszymi atrakcjami Turcji.
Dziś z perspektywy czasu nadal uważam, że samodzielnie jest najfajniej, ale lepszej Turcji w tydzień byśmy sobie nie zorganizowali.
Zapraszam zatem do wspomnień z naszej turystycznej wycieczki do Turcji.