Z początkiem października postanowiliśmy się wybrać do Kopenhagi.
Zdawaliśmy sobie sprawę, że raczej na 90% będzie padać, mimo wszystko można powiedzieć, że chcieliśmy “zaliczyć” ten jeden z najdroższych krajów Europy. Nie mieliśmy też wielkich oczekiwań.
Przewodnik po Kopenhadze był raczej skromnych rozmiarów, a atrakcje w nim wymienione nie wywoływały w nas efektu: “must see - choćby nie wiem co”
Owszem, wiedzieliśmy, że chcemy zobaczyć słynną uliczkę z kolorowymi kamienicami, ale już zwiedzanie muzeów czy galerii duńskiego designu - niekoniecznie.
No cóż… ta krótka podróż okazała się być pełna cudownych niespodzianek, a Kopenhaga wbrew oczekiwaniom skradła nasze serca do tego stopnia, że gdybyśmy mogli wybrać miejsce do życia, byłoby to właśnie tutaj…
Ale zacznijmy od początku, ponieważ wspaniała passa niespodzianek rozpoczęła się jeszcze zanim wsiedliśmy na pokład samolotu.
Kiedy wieczorem Paweł nas odprawiał, okazało się, że los rzucił nas… obok siebie! Pierwszy raz w tanich liniach siedzieliśmy obok siebie. Na lotnisku niespodzianka nr 2: lot odbędzie się o czasie!
W samolocie niespodzianka nr 3.: nasze miejsca znajdowały się przy wyjściu awaryjnym i uwaga, było to podwójne siedzenie. Siedzieliśmy sobie w luksusowych warunkach, mając ogrom miejsca. Obok mnie było tylko rozkładane miejsce dla stewardessy, miła pani przysiadła się na czas startu i lądowania.
Niespodzianka nr 4. Kierowniczką pokładu okazała się być nasza znajoma, która później przyszła do nas troszkę pogadać. Powiedziała nam dwie ciekawostki.
Po pierwsze, że wbrew naszym prognozom, pogoda w Kopenhadze jest przepiękna. Czeka nas cudna jesień (niespodzianka nr 5), i że jesteśmy szczęściarzami, ponieważ rzadko który lot odbywa się o czasie. Brakuje ludzi do pracy na lotniskach oraz są braki w kadrach w liniach lotniczych. Także mamy szczęście!
Lot był fantastyczny, spokojny, bez awantur na pokładzie, a pilot jeszcze troszkę nadgonił.
Podczas lądowania usiadła koło nas stewardessa (tej nie znaliśmy :)
A my z Pawciem, rozpoczęliśmy nasze głupkowate dyskusje, które troszkę wymknęły się spod kontroli.
Ja: Kurcze, zapomniałam wysokich skarpetek, mamy tylko stopki, będą mi się ściągać…
Paweł: Dam ci moje.
J: Te śmierdziuchy?
P: Nie…, wczorajsze.
J: Dobrze, że nie te tygodniowe.
W tym momencie pani stewardessa parsknęła śmiechem. Nie wytrzymała tego.
Zaczęliśmy z nią rozmawiać. Potwierdziła, że pogoda w Kopenhadze super. A my na to, że mamy dobrą passę, bo w zeszłym tygodniu byliśmy w Londynie i też nie było londyńskiej pogody. A ona, że to dziwne, bo w zeszłym roku była tydzień w Londynie we wrześniu i padało cały czas.
Farciarze z nas!
W doskonałych humorach o 7:00 rano powitaliśmy duńską ziemię!