We październiku i w styczniu odwiedziły mnie zapoznane na wyjeździe Hiszpanki. Z wielką radością je wyściskałam i pokazałam Warszawę. To właśnie ich odwiedziny uświadomiły mi, jak powinno się przeżywać wyjazd i korzystać. Jedna z nich Ana w Krakowie studiowała i robiła praktyki przez 3 miesiące. W każdy niemalże weekend zwiedzała Polskę i się nią zachwycała. Z kolei Eli i Carmen były na rocznym Erasmusie w Brnie i od nowego roku zwiedzały okoliczne państwa.
Czemu piszę o ich wizycie? Ponieważ chciałabym podzielić się ich spostrzeżeniami. Byłam zaskoczona na jakie rzeczy dziewczyny zwracały uwagę.
- Kiedy z Aną byłam w Żabce, ona mnie zapytała: co to jest. Pokazując na cały asortyment batonów i innych przekąsek przy ladzie. W tamtym momencie faktycznie uświadomiłam sobie, że w Andaluzji nie mogłam kupić żadnych tego typu przekąsek.
- Kolejne zdziwienie dopadło dziewczyny na widok wyboru smaków chipsów. W Hiszpanii nie są tak popularne jak w Polsce.
- Wreszcie ostatnia rzecz, dla której w sumie ten wpis powstał. Hiszpanki były zaskoczone, jak szybko w Polsce podaje się jedzenie w restauracji. W Polsce nie tylko jedzenie jest szybko podawane, ale też sama konsumpcja odbywa się szybko. Hiszpanie nad posiłkiem spędzają długi czas. Potrafią iść do baru, zamówić colę i siedzieć nad nią 3 godziny. Nie przesadzam, raz wybrałam się na taką posiadówkę nad colą i dla mnie to był fenomen. Ja już dawno bym wstała i poszła na spacer, nawet bym nie siadała w tym barze, tylko wzięła butelkę w rękę i dalej przed siebie.
W Hiszpanach po części zachwyca mnie ich zamiłowanie do spożywania posiłków na świeżym powietrzu, a także ucztowanie niemalże każdego dnia, długie rozmowy w barze i marnowanie czasu nad butelką coli i paczką pistacji. Ale z drugiej strony, cenię sobie, że Polacy szybko zwalniają stolik w restauracji, że jesteśmy sprawnie obsługiwani i nie zamieniłabym pogawędki podczas spaceru na siedzenie w jednym miejscu.