Poprzedniego dnia przekonaliśmy się, że Ryga to miasto secesji, ale tego dnia obejrzeliśmy inne budynki, które również kojarzą się z Rygą - drewnianą zabudowę z XIX i pocz. XX w. Najwięcej takiej zabudowy znajdziemy w 3 dzielnicach: na wyspie Kipsala, w Grizinkalns oraz w Agenskalns.
My odwiedziliśmy dwie pierwsze dzielnice. Jeśli nie macie za dużo czasu, to Grizinkalns można pominąć. Trudno jest znaleźć drewniane budynki, niektóre są schowane w podwórkach, a te które widzieliśmy były w kiepskim stanie.
Z kolei wyspa Kipsala jest bajeczna. Z jednej strony mamy urocze, drewniane budynki, a z drugiej strony przepiękny widok na Rygę. Większa część zabudowy na wyspie to dawne domki rybackie. Ale równie ciekawie wyglądają nowe budynki, które fajnie wkomponowały się w krajobraz, dzięki połączeniu szkła i drewna.
Na Agenskalns już nie dotarliśmy, ale to ponoć właśnie w tej dzielnicy można znaleźć najbardziej imponujące drewniane budowle.
Obejrzenie tych dwóch dzielnic zajęło nam prawie cały dzień. Wieczorem z kolei skorzystaliśmy z naszej wejściówki do spa, tzn. dwóch saun i brodzika. Z czego Paweł nie przepada za saunami. Taki relaks :P
Nasz ostatni dzień poświęciliśmy lokalnym specjałom. Ja zakochałam się w słodkim, musującym winie rabarbarowym - produkt łotewski. Na kolację z kolei zjadłam słynnego śledzia z białym serem - pycha! A na deser, oczywiście deser z chleba razowego Rupjmaizes. Smak dziwny, jakby przypalony biszkopt, Pawłowi zasmakowało.
Aha, co do powiedzenia: Kto nie pił balsamu, ten nie był w Rydze... Byliśmy w Rydze :D :P