I nadszedł dzień spełniania marzeń. Jedno z naszych największych marzeń miało się prawdopodobnie wkrótce spełnić: zobaczyć zorzę polarną. Dlaczego prawdopodobnie? Ponieważ z naszej strony zrobiliśmy wszystko, co było możliwe, reszta zależała od łaskawości aury. Zobaczenie zorzy polarnej już nie zależało od nas. My mieliśmy bilety lotnicze w ręku oraz zarezerwowaną wyprawę na zorzę. Czy nam się pokaże: we will see… - tak, to zdanie było najczęściej słyszanym zdaniem w trakcie pobytu. Słyszeliśmy je nawet kilka razy dziennie, kiedy próbowaliśmy się dowiedzieć, co z zorzą, co z waleniami, co z pogodą… we will seeeeee...
Ale zacznijmy od początku. A początek był 28 maja 2016, kiedy to z okazji moich 30-tych urodzin, moi najbliżsi postanowili spełnić moje marzenie i podarowali mi bilet do Tromsø. Nie posiadałam się ze szczęścia!
Kiedy wreszcie nadszedł 16 stycznia 2017 roku i stanęliśmy na Dworcu Centralnym, czekając na Pendolino do Gdańska, wprost nie mogłam uwierzyć, że ten dzień nadszedł. Tak wiele oczekiwań mieliśmy wobec tego wyjazdu, że aż się baliśmy czy natura nie utrze nam nosa za tę naszą roszczeniową postawę. No cóż, zobaczymy...
Jazda pendolino była czystą przyjemnością, wygodnie, cicho, szybko, przyjemnie. Z lotniska w Gdańsku, polecieliśmy do Kopenhagi, stamtąd do Oslo, i wreszcie do Tromsø. Taką wesołą podróż zapewnił nam SAS.
Dworzec Centralny
I tak oto po raz pierwszy znaleźliśmy się w Norwegii, kraju nietuzinkowym, który swoimi przepisami i specyfiką zadziwia nas i zachwyca. Szokujących ciekawostek można znaleźć bez liku. Posłuchajcie chociażby tego:
KLIK