Od ostatniej wyprawy w dużym gronie do Budapesztu, troszkę się zmieniło. Mojemu bratu tak się spodobało wożenie ludzi, że postanowił założyć firmę transportową i nazwał ją.... a jakże: DzikBus! Także ekipa powiększyło się o drugiego Dzika i to właśnie nim pojechaliśmy na Majówkę. Co jeszcze...? Jeśli ktoś śledzi nasze wycieczki, to wie, że Kamil na Słowację zabrał swoją narzeczoną, do Budapesztu żonę, a w Bieszczady synka Adasia, który jeszcze siedzi w brzuszku u mamy. Na majówce Kasia była w 6 miesiącu ciąży. Ekipa Dzika składała się z nas, moich 3 braci z ich wybrankami oraz brata ciotecznego.
Pierwszego dnia po spacerze na zaporze Solińskiej i szaleństwie na drezynach rowerowych zrobiliśmy sobie grilla. Sprzątając po nim, skręciłam nogę. Pierwszego dnia majówki!
Drugiego dnia plan zakładał wejście na Tarnicę. Grupa sądziła, że zostanę w domu z Kasią, ale ja mówię, że tak tylko sobie pojadę posiedzieć na łące...
O tym jak kulawa i ciężarna radziły sobie na szlaku na Tarnicę, możecie przeczytać
TUTAJ Oprócz tego o pociągu Przemytniku, bieszczadzkich legendach, ponurym nastroju w Siekierezadzie a także o tym jak Paweł zdobył pożywienie na Tarnicy.
Jeden dzień majówki spędziliśmy we Lwowie, tak, tam również chodziłam ze skręconą nogą, ale o tym za chwilę :)