Morale w naszej grupie zaczęły powoli podupadać, a to z powodu narastającego uczucia głodu. Mogliśmy zjeść gdziekolwiek, ale Paweł znalazł na blogu ciekawą restauracyjkę, w której gotują ponoć pyszny gulasz na czerwonym winie, według wieloletniej, sobie tylko znanej gospodyniej receptury, gdzie stoły nakryte są ceratą, a ceny niewygórowane. Problem polegał na tym, że my byliśmy po stronie Budy, a miejsce docelowe dokładnie po drugiej stronie rzeki z dala od stacji metra… Dużo bliżej był Kościół Macieja i Baszta Rybacka, niemalże po drodze. No aż żal nie wstąpić. Kościół wcale nie wygląda jak Kościół, tylko jak piękny zamek z bajki, a Baszta Rybacka to okrutna nazwa dla wejścia, którym wchodzą goście przybywający na bal do zamku… Piękne miejsce. Z tych niecałych 3 dni zwiedzania to miejsca było dla mnie najpiękniejsze. Nie tylko Kościół i Baszta zachwycają , ale również widoki jakie się tu rozpościerają na Dunaj są po prostu niesamowite.
Podczas gdy biegałam z aparatem i cykałam zdjęcia, moi towarzysze stanęli razem, zastanawiając się czy może nie lepiej już natychmiast zaspokoić nieznośne uczucie głodu.
Na szczęście ciekawość była silniejsza i dzielnie ruszyliśmy w stronę Pesztu, gdzie czekała na nas Frici Papa. Ceny rzeczywiście okazały się niezłe,a co więcej podano nam menu w języku polskim. Oboje z Pawłem wzięliśmy po 3 dania: rosół i zupę fasolową, 2 razy gulasz na winie, węgierski deser i puree z kasztanów oraz piwo i napój – za to wszystko zapłaciliśmy około 70 zł. A przy tym było pysznie, szczególnie zasmakowałam w kasztanowym puree ... mmmm… śni mi się po nocach…Nie wiem czego mój brat spodziewał się po daniu: bulion z jajkiem, ale był najbardziej nieszczęśliwą osobą przy stole kiedy zobaczył, że w jego rosole pływa surowe jajko. Mina - bezcenne. Chociaż zjadł i stwierdził że nawet niezłe, ale zdecydowanie wolałby tradycyjny rosół :P
Po kolacji wróciliśmy do hotelu, po krótkim odpoczynku tym razem już tylko z Pawłem postanowiliśmy wyskoczyć na kolejny deser. Nasi Maratończycy musieli pozałatwiać sprawy związane z maratonem, który odbywał się następnego dnia, a potem również ruszyli na nocny spacer.
W pobliży Bazyliki św. Stefana znajduje się niezwykła lodziarnia, to już trzecia do naszej kolekcji niezwykłych lodziarni. Pierwsza to Lody Naturalne we Wrocławiu, których smak jest nie do opisania wyśmienity. Druga to La Palma w Rzymie, gdzie dramatem jest wybrać spośród 150 smaków lodów, a ta w Budapeszcie to Gelarto Rosa. Czym się wyróżnia? Estetyką podania... Lody nakładane są tutaj nie gałkami, ale formowane są w kształt róży. Wyglądają pięknie, a smaki też mogą zaskoczyć. Ja wzięłam lawendę, wiśnię i bazylię, bo stwierdziłam, że kolory będą fajnie wyglądać. Niestety bazylia ma tak silny zapach, że przyćmiła mi wszystko, nie rozróżniałam innych smaków. Paweł wybrał dynię, lawendę i kasztana.
Zaczęło padać… na zakończenie dnia chcieliśmy pojeździć reprezentacyjną linią tramwajową 2, niestety po przejechaniu 3 przystanków wyproszono nas wszystkich z tramwaju. Szkoda, to by było miłe zakończenie dnia. Może jeszcze kiedyś...