Kościół Santa Maria della Vittoria upamiętnia zwycięstwo wojsk katolickich pod Pragą w 1620 r. My przyszliśmy tutaj z powodu słynnej rzeźby Berniniego: Ekstaza św. Teresy. Rzeźba piękna, niezwykle dynamiczna i emocjonalna. Był to ostatni etap naszej drogi śladami Aniołów i Demonów. Odwiedziliśmy wszystkie miejsca, w których działa się akcja tej książki.
Nasz kolejny cel to
Via Appia Antica. Podczas planowania naszej wycieczki odpuściliśmy jeden aspekt, mianowicie komunikację autobusową. I właśnie w tym momencie się to zemściło. Podjechaliśmy w okolice Appii metrem, linią A do stacji Ponte Lungo (nie róbcie tego),następnie szliśmy na piechotę ok. godziny, gubiąc przy okazji drogę. Wreszcie udało się znaleźć Appię Anticę. Droga założona w 312 r. ma się świetnie i do dzisiejszego dnia pełni swoją funkcję. Rozpoczęliśmy nasz spacer, pragnąc zobaczyć rzędy cyprysów, pinii i ruiny grobowców. Wkrótce doszliśmy do Kościoła
Domine Quo Vadis, który postawiono w miejscu, gdzie uciekający z Rzymu Piotr spotkał Jezusa. To właśnie po wizycie w tym miejscu Henryk Sienkiewicz napisał „Quo vadis”. Dziś możemy zobaczyć jego popiersie, ufundowane przez włoską Polonię. W Kościele znajduje się odcisk stóp, który miał zostawić sam Jezus. Po wyjściu z Kościoła poszliśmy jeszcze trochę Appią, jednak zaczynał robić się wieczór, a my mieliśmy na uwadze nasz długi powrotny spacer do metra. Dotarliśmy do najbliższego przystanku i stwierdziliśmy, że podjedziemy byle czym, tak blisko jak się da. Bo w Rzymie rozkłady autobusów nie mają godzin, a przystanki nic nam nie mówiły. Usiedliśmy więc na murku i czekaliśmy nie wiadomo na co. W końcu przyjechał autobus, wsiedliśmy w niego i już po chwili byliśmy przy stacji metra Circo Massimo. Ależ mieliśmy niepocieszone miny. Byliśmy tak blisko. Lepsza orientacja w komunikacji i mielibyśmy więcej czasu na zwiedzanie Appii. Kolejna lekcja na przyszłość.
Z listy rzeczy do spróbowania została mi już tylko jedna pozycja. Włoskie cappuccino. Zostawiłam to na koniec, bo nie lubię kawy. Ale we Włoszech napić się trzeba. Skrupulatnie wybraliśmy miejsce. Moje pierwsze włoskie cappuccino piłam, patrząc na Palatyn, który pięknie oświetlało zachodzące słońce. Doznałam szoku – cappuccino było naprawdę pyszne!
Przespacerowaliśmy się
Via dei Fori Imperali, ulicą którą rozdzieliła Fora Cesarskie i uniemożliwia prace archeologiczne. Piękna aleja. Szliśmy samym środkiem, mając za plecami Koloseum, z lewej strony Forum Romanum, a z prawej forum Augusta i forum Trajana. Przed nami Ołtarz Ojczyzny. Jestem pewna, że już wtedy byłam po uszy zakochana w Rzymie. Ale kiedy to się stało, nie potrafię powiedzieć.
Chcieliśmy odnaleźć słynne
mówiące posągi. Są to rzeźby, przy których Rzymianie mogli wyrażać swoje opinie na temat rządzących. Paszkwile i satyry były wieszane na i wokół posągu. Wiedziałam, gdzie znajdują się dwa mówiące posągi. Jeden z nich to antyczna figura bogini Izydy, zwana również Madame Lucrezia, znajdująca się na Placu św. Marka. A drugi pomnik Pasquino znajdujący się na jednej z uliczek przy placu Navona, jeszcze w 2013 roku działał. Akurat jak byliśmy obydwa te miejsca były oczyszczone. Przy Pasquino wisiało kilka kartek, ale spodziewaliśmy się innego widoku. Szkoda. Zwyczaj ten był bardzo charakterystyczny dla Rzymu.
I już ostatni punkt na dziś –
Largo di Torre Argentina. Miejsce to było świadkiem zamordowania Juliesza Cezara. Dziś ten starożytny kompleks słynie również z obecności kotów. Jak to bywa w naszym przypadku, jeśli coś słynie z czegoś, to akurat tego czegoś nie ma. Tym razem musieliśmy nieźle wytężać wzrok, żeby dostrzec jakiegoś kota. Było już ciemno, a te stworzenia poruszały się bezszelestnie. Ale udało się. Koty są i to całkiem ładne.
Czas na pizzę! W naszej restauracji, do której zawsze chodziliśmy dostaliśmy w gratisie powitalnego szampana, a po skończonym posiłku cytrynowego drinka. Ja alkoholu generalnie nie pijam, więc te drinki mnie po prostu zabijały. Ale były dość smaczne… :))))))))