Dzień zaczęliśmy jak zwykle od śniadanka w naszej kawiarni. Wychodząc Paweł kupił sobie kanapkę na drogę za 2,5 euro. Była bardzo smaczna i tania jak na Rzym.
Na 10.15 mieliśmy rezerwację na zwiedzanie Ogrodów Watykańskich. Do Watykanu przybyliśmy za wcześnie. Dlatego postanowiliśmy coś zjeść. Zachęceni pyszną kanapką Pawła postanowiliśmy skusić się na kolejne naprzeciwko wejścia do Muzeów. Domyślaliśmy się, że będzie droższa, no ale ile może kosztować kanapka?! Nawet droga! Ponieważ jedliśmy na miejscu musieliśmy zostać obsłużeni od początku do końca. Jedzenie okazało się obrzydliwe. Zjedliśmy raptem kilka kęsów, zapijając colą, resztę zostawiliśmy. Jednak nie to było najgorsze… kiedy zobaczyłam rachunek, poczułam jak mi krew odpływa z twarzy. Zapłaciliśmy 36 euro za 2 okropne kanapki! Humor popsuł mi się drastycznie. Jak to możliwe? Tak, moja wina była taka, że zamiast zapytać ile kosztują kanapki, po prostu je poprosiłam, ale skąd mogłam przypuszczać, że jeśli kanapka w naszej kawiarni kosztuje 2,5 euro, to raptem kilometr dalej będzie kosztować 18 euro! Byłam taka zła, że na darmo Paweł próbował poprawić mi humor. Kilka dni później Paweł znalazł w Internecie historię pewnej pary z Wielkiej Brytanii. Zrobił się mały skandal ponieważ owi Anglicy zapłacili wygórowany rachunek w lodziarni. W sprawę zaangażowały się media i sytuacja nabrała rozgłosu. Okazuje się, że takie praktyki nie są w Rzymie rzadkością. Turyści zupełnie nieświadomie płacą zawyżone rachunki. Bardzo żałuję, że nie słyszałam o tym wcześniej. Nawet przez sekundę nie przypuszczałam, że naprzeciwko Watykanu ktoś posunie się do tego, żeby okraść nas w białych rękawiczkach. Chociaż chcieliśmy zapomnieć o tym niemiłym incydencie to jednak zdecydowałam się przestrzec tych, którzy trafią na mój blog, aby byli wyczuleni na takie sytuacje. Przeczytałam mnóstwo blogów przed wyjazdem. Większość osób przestrzegała przed kieszonkowcami. Nikt nie wspominał o zawyżaniu rachunków, a nam niestety to się przytrafiło. Chociaż lepiej zapłacić za dużo niż zostać okradzionym ze wszystkiego co się ma przy sobie. Dla nas to nauczka na przyszłość, aby nie ufać nawet w miejscach, które wyglądają na porządne. Już nigdy więcej nie weszliśmy tam, gdzie nie było cen.
U kogoś na blogu, już nie pamiętam u kogo przeczytałam fajne zdanie: „Żeby zobaczyć to wszystko pozwoliłbym się okraść jeszcze raz”. Zdanie do dodało mi otuchy w tamtym czasie. Nie pamiętam kto je napisał, ale jestem wdzięczna. Po dłuższym pocieszaniu się nawzajem stwierdziliśmy, że jeśli coś miało się nie udać to lepiej, że nas naciągnęli niż miałoby nam się coś stać pierwszej nocy czy też jakaś rezerwacja by nie wypaliła. Bo chociaż w tamtej chwili byłam naprawdę zła, to dziś to już ten incydent nie ma znaczenia.
Ale chodźmy do Ogrodów. Tam jest milej.