Około godziny staliśmy w korku w Mombasie. Ale to nie był zwykły korek, taki korek wymaga, aby go opisać, a przynajmniej spróbować. Wąska droga do Mombasy była ciasno upchana ciężarówkami. Krzywym, piaszczystym poboczem pędziły osobówki, które omijały ciężarówki, natomiast nie wiem w jaki sposób, ale jeszcze te osobówki wyprzedzane były przez wszelkiego rodzaju dwukołowce. I tak oto wąska jezdnia stała się 6-pasmową ulicą. W pewnym momencie nasi kierowcy musieli skręcić w prawo, a że było niesamowicie ciasno, tak zablokowaliśmy drogę, że myślałam, że nie ruszymy w żadną stronę. Z pomocą pośpieszył nam policjant, który pomógł w lawirowaniu między ciężarówkami. W naszym kraju policjant raczej odegrałby inną rolę…
Powietrze było okropne. Panował straszny zaduch, smród spalin mieszał się ze smrodem wszechobecnych rozkładających się śmieci. Nieznośnie wysoka temperatura wraz z dużą wilgotnością powietrza przyprawiała mnie o paskudne samopoczucie. Nie wyobrażam sobie, abym mogła tu spędzić wakacje. Mombasa zupełnie nie przypadła mi do gustu. Ale być może będąc tu kilka godzin nie miałam po prostu okazji poznać miasta z innej strony. Chętnie poczekam aż ktoś z geoblogowiczów wybierze się do Mombasy i opisze swoje wrażenia.
Wreszcie dotarliśmy do hotelu, tutaj mieliśmy poczekać około 3 godzin na transfer na lotnisko. Udostępniono nam tzw. „shower room”, abyśmy mogli wykąpać się i przebrać. W pokoju nacieszyłam się przez chwilę panującą ciszą i chłodnym powietrzem. Jednak kiedy zobaczyliśmy Ocean z balkonu szybko oddaliśmy klucze, zostawiliśmy walizki i poszliśmy na plażę, zanurzyć pierwszy raz stopy w Oceanie Indyjskim.
Woda była cudownie ciepła i czysta. Gdzieniegdzie przemykały kraby, spacerowało się cudnie. Zamarzyło nam się napić mleczka kokosowego. Co prawda ciągle ktoś podchodził i proponował swoje usługi, ale nikt nie miał kokosa. W końcu powiedzieliśmy jednemu gościowi, że chcemy kokosa. I to był błąd. Złamaliśmy podstawową zasadę w kontaktach z afrykańskimi „biznesmenami”. Nigdy nie wolno wyjawiać tego, na czym ci zależy. Gość stwierdził, że nam załatwi za 8 $. Coś drogo, nie podoba mi się. Przez dłuższy czas prowadził nas plażą, aż doszedł do swoich koleżków, pogawędzili chwilę, poczym oznajmił, że nie ma kolegi, który zazwyczaj sprzedaje kokosy. No trudno. Wkrótce zjawił się inny sprzedawca, który zostawił cały swój pamiątkarski dobytek i zaofiarował się, że za 10 minut przyniesie nam kokosa za 15 $. Po targowaniu zszedł do 8$. Trudno mi ocenić, ile może być wart taki kokos, jak na żółtodzioba przystało, zupełnie nie orientuję się w afrykańskim cenniku. Pewnie na jakimś lokalnym rynku, kosztuje grosze. Minęło pół godziny. Byliśmy już mocno znużeni ciągłym odprawianiem naganiaczy, więc nie czekaliśmy dłużej i schowaliśmy się na terenie hotelu. Nagle podszedł do nas jeszcze inny facet, którego wcześniej nie widzieliśmy i konspiracyjnym tonem wyszeptał: „Słyszałem, że szukacie kokosa?” Szczęki nam opadły. O co im chodzi? Czemu nagle całe mombasowe wybrzeże wie, że chcemy kokosa i skąd ta konspiracja? Już mocno podirytowana pytam, ile chce, a on oczywiście ile damy? Pamiętając poprzednie kwoty, powiedziałam 5 $. Bez zastanowienia się zgodził. Kurcze, czyli nadal za dużo dajemy. Umówiliśmy się za pół godziny we wskazanym miejscu. Paweł zapytał czemu aż pół godziny i czy nie idzie przypadkiem na rynek. Ale gość powiedział, że tyle trwa przygotowanie kokosa. Rany boskie, jakie zamieszanie z powodu jednego owocu!
W końcu dostaliśmy nasze kokosy. W smaku było okropne, ale przynajmniej wiemy jak smakują.
I tak nastąpił koniec naszej afrykańskiej przygody. Przeżyliśmy cudowne chwile, widzieliśmy jak piękna jest nasza planeta, jak niezwykle fascynujące są dzikie zwierzęta i odkryliśmy, że można wzruszyć się krajobrazem. Doświadczyliśmy nowych, nieznanych nam smaków, poczuliśmy jak pachnie afrykańska ziemia i jak brzmi afrykańska noc. Na własnej skórze odkryliśmy czym jest tropikalne wilgotne powietrze. Przez ten tydzień nasze zmysły się wyostrzyły i chłonęły nowe doznania. Nigdy wcześniej nie byliśmy w tak cudownym miejscu i ciągle się zastanawiamy, czy jest na świecie coś piękniejszego?
Z kolei Mombasa pozostawiła raczej mało przyjazne wspomnienia. Ocean Indyjski jest cudowny a plaże piękne. Jednak nie mogliśmy się zrelaksować. Ciągle ktoś coś chciał sprzedać. Nic dziwnego, że turyści tak chętnie spędzają czas nad hotelowym basenem. Czasami jedno „nie” to za mało, żeby pozbyć się naganiaczy. A ileż można dyskutować? Na początku może to i fajne, ale spędzić tak cały tydzień? To nie dla nas…
Około 19.00 wylecieliśmy w drogę powrotną do Polski. Lot upłynął bardzo szybko jako, że w samolocie było luźno, można było się rozłożyć i przespać całą noc. W Polsce przywitało nas piękne, wschodzące, jesienne słońce.