4-11 maja szkolenie na ChalkidikiNa geoblogu chciałabym skupić się głównie na podróżniczych aspektach tej przygody, ale również na moich wrażeniach i uczuciach. Postanowiłam prowadzić vloga: Z życia animatora hotelowego na kanale: Pomysły na Animacje. I to właśnie tam szerzej opowiadam o pracy animatora hotelowego. Opowiedziałam również więcej o szkoleniu, dlatego po prostu wkleję link. A tymczasem…
Półwysep Chalcydycki dzieli się na 3 mniejsze cyple: Kassandra, Sithonia i Athos, które wspólnie swoim kształtem przypominają trójząb. Według legendy to właśnie tutaj żyli tytani. Każda część Chalkidiki ma swoją odmienną naturę. Kasandra to starożytność, rozrywka i piękne plaże, a to oznacza idealne miejsce na wyjazd dla setek tysięcy turystów.
Sithonia to w głównej mierze natura, a Athos to siedziba klasztorów. Mówi się, że mężczyzna poznaje kobietę na Kasandrze, ucieka z nią na Sithonię, aby pobyć sam na sam, a kiedy ma już jej dość, chroni się w klasztorze.
Szkolenie wypełniało nam czas od wczesnych godzin porannych do późnych nocnych. Nawet kiedy nie było zajęć, spędzaliśmy godziny przygotowując się do nich. Wtedy było trudno, przyszedł kryzys, łzy, chęć ucieczki, ale minęło i to. Nie było czasu na zwiedzanie. I chociaż moi bliscy cieszyli się, że wyjechałam na wycieczkę, to jednak przez cały tydzień nie miałam okazji poczuć miejsca, w którym jestem.
Wreszcie przyszły egzaminy i dzień wylotu. A wylot, cudownym zrządzeniem losu był wieczorem. Wraz z koleżankami wybrałam się hotelowym busikiem (ależ dziwnie :P) do pobliskiego miasteczka na pamiątki. Początek maja to jeszcze moment uśpienia, przygotowywania do sezonu. Bez problemu poruszałyśmy się po uroczych uliczkach, kupiłyśmy pamiątki i co dalej? Powiało nudą :P Ja za leżingiem na plaży nie przepadam, a czasu do wieczornego lotu dużo.
Moim towarzyszką oznajmiłam, że wrócę pieszo. Nie mam ochoty wracać do hotelu, a chcę się nacieszyć okolicą. One uznały, że to świetny pomysł i że idą ze mną. Ja chciałam drogą, a dziewczyny plażą. Zgodziłam się. Droga plażą okazała się dłuższa i trudniejsza, ale znacznie bardziej malownicza. Wróciłyśmy zmęczone, ale usatysfakcjonowane. Dziewczyny miały pamiątki, a ja chociaż odrobinę podróżniczego zmęczenia.
Ale nie martwiłam się tym, że nic nie udało się zobaczyć. Byłam szczęśliwa, że wracam do bliskich. Jednocześnie wiedziałam, że to był tylko tydzień, a ja tak bardzo tęskniłam. Jak mam wytrzymać 3 miesiące?! A może nie przeszłam egzaminu pomyślnie? Kto wie!
Tamtego dnia, wypadłam z hali przylotów jak pocisk. Paweł czekał na mnie z bukiecikiem i napisem: Lala - tak się do mnie zwraca. Wybuchnęłam śmiechem. Zawsze w podróżach, gdy widzimy, że prywatni kierowcy czekają na swoich pasażerów, a my umęczeni z plecakami szukamy lokalnego autobusu, to jednak troszkę zazdrościmy, że to nie nasze nazwisko jest na kartce. A tu proszę mam prywatnego kierowcę z tabliczką, który przyjechał po mnie busem. Hehe, do domu pojechałam na skrzydłach. To tylko tydzień, a jakby mnie miesiące nie było.
Wtedy zaczęłam wątpić w to, jaką odpowiedź naprawdę chcę otrzymać od Rainbow.