Wreszcie wakacje! Ten rok nie jest tak udany jak poprzedni jeśli chodzi o wyjazdy, ale mamy nadzieję, że to się zmieni w kolejnych latach, bo jak wiadomo na nałóg podróżniczy nie ma lekarstwa.
Tym razem inaczej, zupełnie nie w naszym stylu, bo all inclusive. Jeszcze kilka dni przed wyjazdem wpadłam w popłoch bo przecież nie ogarnęłam jeszcze transportu z lotniska do hotelu, a potem sobie przypomniałam, że jednak mamy transport i nie musiałam go organizować.
Dlaczego tak? Jedziemy z moim bratem i jego rodziną, w tym 2-letnim Adasiem. Cała trójka pierwszy raz będzie miała takie wakacje, również pierwszy raz samolotem, a poza tym wymarzyli sobie leniwy wypoczynek. My z kolei nie mamy odwagi porywać się na włóczenie w naszym stylu z Maluchem. Biuro podróży daje jednak komfort opieki. I tak zostało ustalone, że troszkę spędzamy czasu razem a troszkę osobno.
Adaś nie lubi być noszony na rękach i nie lubi za długo siedzieć, dlatego troszkę się obawialiśmy 3-godzinnego lotu na Kretę. Ale niepotrzebnie. Dzidziuś szybko zasnął, a jak wstał to zjadł, pooglądał co za oknem, pobawił się, obejrzał bajki i już byliśmy na miejscu. Proces meldowania również przebiegł bezproblemowo. Hotel Aldemar Knossos Royal jest idealnym miejscem do zaszycia się i nie opuszczania kompleksu hotelowego przez cały tydzień. Jedzenia pod dostatkiem, przez cały dzień można brać udział w zajęciach ruchowych typu joga, zumba itp., siłownia, korty tenisowe, mini golf, amfiteatr z greckimi wieczorami, kilka basenów i bezpośredni dostęp do morza. Hotel zajmuje bardzo duży, pięknie zadbany obszar, po którym można spacerować i cieszyć oko kwiatami i palmami. Słowem przez cały tydzień nie nudząc się, można nie zobaczyć Krety… Hehe, taka konkluzja.
Pierwszy dzień, a właściwie popołudnie upływa nam na poznawaniu zakątków hotelu i jedzeniu, chłopcy sprawdzają temperaturę basenu i co dobrego oferują w barze, Adaś drzemie, a ja jeszcze mam zobowiązania, więc siedzę nad laptopem i pracuję.
Pewnie zastanawiacie się, skąd zatem taki tytuł tego wpisu. Otóż to nie jest ironia. Dużo łatwiej i prościej było nam na Sri Lance czy w Tajlandii. Ale tego wieczoru jeszcze o tym nie wiemy.