Geoblog.pl    pamar    Podróże    Soczyście zielona Sri Lanka    Z wizytą u Sir Thomasa Liptona
Zwiń mapę
2017
27
lis

Z wizytą u Sir Thomasa Liptona

 
Sri Lanka
Sri Lanka, Haputale
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7661 km
 
Na ten dzień mieliśmy zaplanowane Lipton’s Seat. Wiedzieliśmy, że najlepiej jest być przed 9.00, aby móc zobaczyć te słynne „jedne z najbardziej zapierających dech piersiach widoków na świecie”. Później wszystko przykrywa mgła. Wstajemy o 6.30 i załamka. Ulewa straszliwa, przemokniemy w kilka chwil. Nic nie ma sensu.

Na 7.00 poprosiliśmy o śniadanie. Jemy na tarasie, deszcz siąpi, a ciocia wraz z właścicielem stoją nad nami i tłumaczą jak powinniśmy jeść podane śniadanie. Objedliśmy się straszliwie, dziękujemy, a ciocia na to, że jeszcze nie skończyliśmy, banany jeszcze mamy zjeść. Trochę nas to bawi, a trochę wprawia w zakłopotanie. Dziwnie tak jeść, jak dwoje ludzi stoi nad nami i pilnuje czy wszystko jemy :D

Jesteśmy trochę zniechęceni pogodą, ale na szczęście o 10.00 przestaje padać. Szybko wyskakujemy z domku i biegniemy na dworzec. Jedziemy do Haputale, podróż trwa ok. 1h i płacimy 50 LKR/2 os, za 3 klasę, co oznacza. że zapłaciliśmy ok. 50 gr za osobę. Czad!

Po drodze mijamy przepiękne krajobrazy. Prędkość waha się pomiędzy 20 - 50 km/h, co umożliwia Pawłowi spędzenie całej podróży w otwartych drzwiach. W barze kupiliśmy sobie małe przekąski i słodką herbatę z mlekiem. Wszystko szalenie nam smakowało i żadnych rewolucji nie mieliśmy.

Zaraz po wyjściu z pociągu łapie nas tuktukarz, zgadzamy się na kwotę 1800 LKR w obie strony na Lipton’s Seat. Oczywiście, że jest to good price!!! Jakżeby inaczej, tutaj same takie ;)

Ok. 1 godz. zajęła nam droga tuk tukiem. Ale czas zleciał w oka mgnieniu. Niemalże wypadliśmy przez okna gapiąc się na widoki. W tą stronę nie robiliśmy postojów z uwagi na kotłujące się chmury. Jeśli ktoś jest rano, może pokusić się o blisko 3 godzinny spacer.
Na szczycie pogoda zrobiła się piękna, chociaż widoki w dole zasłaniały białe jak mleko chmury. Jednak i tak się cieszyliśmy, była 13.00 a my mieliśmy bardzo fajną pogodę. Bywa, że widoczność ogranicza się do kilku metrów. Siadamy sobie na słynnej ławeczce Liptona. Ponoć właśnie z tego miejsca, położonego na wysokości 1970 m.n.p.m. sir Thomas Lipton podziwiał swoje plantacje herbaty.

Z herbacianych ciekawostek: smak herbaty zależy od tego, na jakiej wysokości rosną krzewy (im wyżej, tym lepiej), ile lat mają krzaki (najlepiej do 40 lat), jakie listki są zrywane (biała herbata powstaje z tych zbieranych na samej górze, ledwie rozwiniętych) oraz w jakich warunkach herbata jest zbierana. Najdroższa i najlepsza herbata to ta, której nigdy nie dotknęła ludzka skóra. Tamilki, które ją zbierają są ubrane w specjalne kombinezony.

Na Lipton’s Seat poczuliśmy usilną potrzebę napicia się herbaty. Dodatkowo panowie postawili przed nami takie placuszki z bardzo ostra pastą. Zasada jest taka, że nie musisz tego jeść. W zależności od tego ile zjesz, tyle zapłacisz. No skoro już postawili, to sobie troszkę podjadłam tych placuszków. Uwielbiam lankijską kuchnię. Najprostsze dania smakują wybornie.
Nasz tuktukarz cały czas czeka na nas cierpliwie, ale nie widać po nim zniecierpliwienia, uśmiecha się do nas i pokazuje platformę widokową. Mgły zakrywają już całe doliny, wracamy. Niewiele widać w tych warunkach. Chmury otaczają nas tak, że czujemy kropelki wody na skórze.

W pobliżu dworca zaopatrujemy się w kilkanaście paczek herbaty. Zakupy zajmują nam sporo czasu, wreszcie kolega sprzedawcy mówi, że jeśli się pospieszymy to zdążymy na pociąg do Elli, następny dopiero za 2 godz. Okej, biegniemy na dworzec. Niestety, na naszych oczach pociąg odjeżdża. Niepocieszeni idziemy na miasto. Czujemy się jakby znali nas tutaj wszyscy. Pytają zmartwieni, nie zdążyliście, o szkoda. Niektórzy proponują tuktuka do Elli (skąd wiedzą?) I tak idziemy pośród tych współczujących oczu. Kolega sprzedawcy mówi, że możemy iść na autobus, na pewno jakiś będzie jechał. Mamy się udać do Ella Junction, a potem przesiąść do Elli. Pytamy gdzie przystanek, prowadzi nas do niego i pokazuje, który autobus. Wsiadamy – 117 LKR/os. I właśnie o dziwo ta krótka, 2-godzinna trasa sprawia, że mamy już dość autobusów. Wytelepało nas okrutnie, było duszno, zaduch okropny i jeszcze ta muzyka… A kilka dni wcześniej uważaliśmy to za niezły fan.

Kiedy wysiedliśmy w Ella Junction, nie mieliśmy już siły na kolejny autobus, więc 3,5-kilometrowy odcinek pokonaliśmy na piechotę. Nigdzie nam się nie spieszy. Idziemy spokojnie poboczem, podziwiając krajobrazy. Tak nasz dzień i pobyt w Elli dobiega końca.

Mija również pierwszy tydzień na Sri Lance i z tego pierwszego tygodnia wrzucę wkrótce filmik. Może nawet już dziś wieczorem lub jutro.Wtedy ciekawość Zuli (pozdrawiamy serdecznie) co do spożywanych posiłków zostanie zaspokojona, wszystko nagraliśmy :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2018-02-22 15:07
:)
Opisałaś dzień pięknie idę przygotować herbatę!
 
pamar
pamar - 2018-02-23 17:35
Dziękuję :)
 
 
zwiedzili 23.5% świata (47 państw)
Zasoby: 413 wpisów413 1650 komentarzy1650 2623 zdjęcia2623 62 pliki multimedialne62
 
Nasze podróżewięcej
07.11.2024 - 08.11.2024
 
 
29.03.2024 - 29.03.2024
 
 
15.03.2024 - 18.03.2024