Nasz 2017 rok zdominowały krótkie, około-weekendowe wyjazdy. Skuszeni tanimi lotami, spontanicznie kupiliśmy bilety. Mieliśmy tylko 2 tygodnie na opracowanie planu. Mieliśmy nadzieję na piękną, czerwcową pogodę, chociaż prognozy nie rozpieszczały rokowaniami...
Ta podróż miała być troszkę inna. Na portalu Showaround zapoznałam się z Hristiną, która miała nas oprowadzić po Sofii i zgodziła się wziąć udział w naszym filmie, który powstanie… wkrótce… albo troszkę później…
Bułgaria jest najstarszą nazwą kraju w Europie i jako jedyna na świecie nigdy nie straciła swojej flagi. Często kojarzona z letnim wypoczynkiem, szczyci się również tym, że połowa światowych zasobów olejku różanego pochodzi właśnie z tego ciepłego kraju. My spędziliśmy w Bułgarii 4 dni, to wystarczyło na zwiedzenie stolicy oraz zanurzenie się po raz pierwszy w życiu w Morzu Czarnym. Oczywiście 4 dni zupełnie nie wystarczyły na to, aby nasycić się tym serdecznym, ciekawym i pięknym krajem.
Najtańsze bilety najczęściej oznaczają najmniejszą wygodę, np. długą przesiadkę gdzieś po drodze. Dziś już wiemy, że lotnisko w Wiedniu jest najwspanialszym miejscem na długie, nocne przesiadki. W nocy przerwa między lotami wynosi ok. 5 godzin, więc praktycznie nikt się nie kręci. A komfort spania – cudowny! Leżanki były bardzo wygodne, mogliśmy się wyciągnąć, a głowy położyć na podgłówkach. Wstaliśmy naprawdę wypoczęci. W Austrian Airlines dostaliśmy maleńki poczęstunek. Niby nic, a jak cieszy!