Pomimo pobudki o 7.00 nie udało nam się załapać na pierwsze zwiedzanie Parlamentu. Zarezerwowaliśmy sobie zwiedzanie w okolicach 12.00 i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. W porannym spacerze towarzyszyli nam jedynie Jakub i Damian, pozostała część ekipy cieszyła się jeszcze słodkim snem w ciepłych łóżeczkach.
Idąc wzdłuż Dunaju natknęliśmy się na mosiężne buty wszelkiego rodzaju: dziecięce, dla dorosłych, eleganckie, znoszone, sandały i wiele innych. Buty wyglądały jakby właśnie ktoś je zdjął, niektóre równo ustawione, inne jakby rzucone niedbale, razem lub osobno nad brzegiem Dunaju. Zatrzymaliśmy się przy nich, ponieważ w niewytłumaczalny sposób zrobiły na nas wrażenie. U mnie w przewodniku nie było nic o tych butach. Zaczęliśmy snuć domysły, co te buty mogą oznaczać. Po powrocie zaczęłam szukać informacji na ten temat. Te buty to pomnik 5000 Żydów, którzy w tym miejscu w 1944 roku zostali rozstrzelani przez węgierskich faszystów – Strzałokrzyżowców. Przed śmiercią ofiary zdejmowały buty. Po rozstrzelaniu strącono ich do Dunaju, nazwanego wówczas czerwoną rzeką. Pomnik jest niezwykle przejmujący, nawet jeśli nie wie się jaką skrywa historię, każe się zatrzymać, zamyślić, wywołuje melancholię i złowróżbne odczucia. Taki niewielki a wzbudza silną reakcję.
Przeszliśmy obok mostu Łańcuchowego. Słynna anegdota opowiada, że lwy strzegące mostu nie mają języka. Kiedy ich autor się zorientował rzucił się do Dunaju. Podobno lwy jednak mają te języki , tylko z poziomu pieszego ich nie widać. Ja osobiście nie potwierdzę, bo do pyska niestety nie zajrzałam.
Od mostu ruszyliśmy do Bazyliki św. Stefana, pierwszego króla Węgier. Jest to największy kościół Budapesztu, skrywający najważniejszy skarb narodowy kraju: zmumifikowaną prawicę św. Stefana. Dłoń wygląda niezbyt przyjemnie, mała, czarna, pomarszczona. przechowywana w ozdobnym relikwiarzu. Aby ją zobaczyć należy wrzucić pieniążek, wtedy relikwiarz się podświetla. Po zrobieniu kilku fotek zaczęliśmy się wycofywać, kiedy akurat weszła polska wycieczka z polskim przewodnikiem. Nagle zachciało nam się oglądać ściany w pomieszczeniu, dzięki czemu podsłuchaliśmy, że naukowcy zbadali, że w prawicy znajdują się nadal żywe komórki, chociaż królowi zmarło się 1038 roku.
Po opuszczeniu bazyliki skierowaliśmy się do domu, gdzie nasza grupa zaczęła się już wygrzebywać z pieleszy. Wszyscy razem ruszyliśmy do pobliskiej Hali Targowej, którą przewodniki zachwalają jako idealne miejsce na zakup pamiątek. Jak się później okazało, trochę przepłaciliśmy, bo te samo produkty były w Tesco, a marynat nie udało mi się znaleźć w ogóle, także drugi raz na pewno bym tam nie poszła. Marynaty ponoć są w piwnicy, niestety nie miałam czasu, aby to sprawdzić. Musieliśmy biec na zwiedzanie Parlamentu.