Zeszliśmy drugą stroną wzgórza, kierując się w stronę Zamku Królewskiego. Niby blisko, a jednak dostać się tam wcale nie było łatwo. Bardzo długo krążyliśmy przy wzgórzu szukając dróżki na szczyt. Zamek z daleka to okazała budowla, składająca się z kilku ciężkich brył. Jednak przy bliższym poznaniu zyskuje na delikatności. Piękne, delikatne zdobienia, fontanny, alejki z powoli przekwitającymi różami, ogromny tulur i ciekawe dziedzińce - to wszystko można oglądać do późna. Mnie najbardziej urzekła Studnia króla Macieja. Fontanna przedstawia historię pięknej, biednej dziewczyny Ilonki, która zakochała w spotkanym w lesie myśliwym. Ponoć był to sam król Maciej, który złamał jej serce. Król Maciej znajduje się w centrum, wokół niego towarzysze polowania, a Ilonka patrzy z boku, przytulając sarenkę, symbol jej niewinności.
W tym miejscu zaskoczył nas Paweł robiąc zdjęcie z długim czasem naświetlania, odpalając latarkę, wchodząc w kadr i rysując nią w powietrzu jakieś dziwne kształty. Efekt zaskoczył wszystkich, naprawdę fajnie to wyszło.
Po sesji zdjęciowej nasza grupa się rozdzieliła, część wróciła do domu, bo była zmęczona albo po prostu chciała rano wstać, a panowie maratończycy postanowili sprawdzić jak wygląda nocne życie Budapesztu. Z tego co wiem, z nocnego życia to tylko Baszta Rybacka i Parlament ich zachwyciły, bo miasto poszło spać razem z nami…:)