Jak przystało na dużą stolicę państwa, zaparkowanie auta graniczyło z cudem, zwłaszcza takiego dużego. Zdesperowani, po bezowocnym kręceniu się po okolicy, stwierdziliśmy, że trudno, opłacimy jakiś parking, ale najpierw wyrzucimy walizki pod hostelem. I stał się cud. Zwolniło się idealne miejsce, blisko noclegu, w bezpiecznym miejscu i jeszcze z darmo! Dzik mógł sobie odpoczywać rzez najbliższe 2 dni.
Dotarcie do naszego apartamentu okazało się dość trudne, ponieważ należało wejść z torbami na 3 piętro lub wjechać wiekową windą, która nie wyglądała na stabilną. Budynek lata świetności ma już dawno za sobą, chociaż kiedyś musiał być piękny, z rosnącym przerażeniem pokonywałam kolejne piętra i z obawą patrzyłam na twarze moich towarzyszy, ponieważ to ja wynalazłam to podejrzane lokum i bałam się tego co nas czeka. Potem wcale nie było lepiej, obdrapane ściany, brudne, zachlapane farbą poręcze, wysłużone schody, worki ze śmieciami na korytarzach, żadnej żywej duszy na horyzoncie i jeszcze nie mogliśmy znaleźć naszego pokoju, który okazał się być ukryty za kolejnymi drzwiami.
Kiedy wreszcie otworzyliśmy drzwi, odetchnęłam z ulgą. Apartament był piękny. Mieliśmy do dyspozycji 4 sypialnie, kuchnię z jadalnią i łazienkę. Szczerze polecam Hello Budapest Apartments, każde z nas zapłaciło niecałe 50 zł za noc, a lokalizacja świetna, tuż przy stacji metra i Góry Gellerta, na ulicy Gonczy Pal… nazwa ulicy to kolejny plus, nie do zapomnienia.
Posileni, wyruszyliśmy na pierwszy spacer. Przeszliśmy na drugą Mostu Wolności. To zdecydowanie mój ulubiony most, z górującymi nad nim turulami, mitycznymi pół - orłami, pół – sępami, które były totemem plemienia Madziarów.
Na zboczu Góry Gellerta wykuto Kościół w Skale. Ciekawe przedsięwzięcie, z pewnością niewiele jest takich maleńkich, klimatycznych Kościółków. Jednak nas przyciągnęła tu niezwykła kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej, w której znajduje się ogromny, wykonany z brązu orzeł z wizerunkiem Pani Jasnogórskiej na piersi. Na ścianie znajduje się również wizerunek św. Maksymiliana Kolbego. Bardzo ciekawa jest poręcz przy kaplicy. Znajduje się na niej godło Polski, godło Węgier, a pośrodku godło Paulinów jako symbol przyjaźni. Na wejściu otrzymaliśmy audioguidy i tu niespodzianka, po polsku. Cena biletu to ok. 8 zł.
Po Kościele rozpoczęliśmy wędrówkę po wzgórzu Gellerta na sam szczyt. Było już ciemno, poruszaliśmy się tylko tam, gdzie były lampy i gdzie szło się pod górę. Wszędzie czyta się o widoku z Góry Gellerta… i rzeczywiście nie są to wygórowane opisy. Jest po prostu pięknie. Myślę, że piękniej niż w dzień. I jeszcze wszędzie latały nietoperki – uroczo. Obfotografowaliśmy panoramę, pomnik Wolności, cytadelę i siebie i ruszyliśmy dalej